Zatankowaliśmy paliwo na stacji OMV... dizel D2 a nie EURO...no i się stało...auto się popsuło w niedzielę gdzieś na serbskiej wsi...Jagodina...
Przemek pełen energii przywołuje swojego chyba najlepszego przyjaciela "**** Wafla"...ja nie wiem co zrobić za bardzo...
zatrzymujemy się na mniejszej stacji...o - radiowóz! a policjant nawet jest w stanie pogadać po angielsku! mało tego - zna mechanika który może nam pomóc! no niemożliwe...szczęście się uśmiecha do nas czasem...
po dłuższej rozmowie rezygnujemy jednak z pomocy (za drogo) i postanawiamy być dzielni...samo-dzielni.
Na kolejnej większej stacji chcemy ściągnąć paliwo i zatankować zdrowe...bo ponoć to co wlaliśmy to jakiś chrzczony szajs...
Przemo radośnie zaciąga się paliwem - ma to już chyba we krwi ;) może mu smakuje??
i przywołując rzeczonego już przyjaciela kombinuje jak to zorganizować...podjeżdża stareńki golf2 z mechanikiem który i tak postanowił nam pomóc...nieźle?
popilotował nas do garażu syna ktry miał być warsztatem...no i był!
opinia fachowca - woda w paliwie rozwaliła filtr ... cudownie...
jak widać zapasowe filtry paliwa na wyjeździe do Serbii powinny być na stanie:(
mimo niedzieli i mimo wygwizdowa z kilkugodzinnym opóźnieniem toczymy się jednak majestatycznie dalej ku wytęsknionej Grecji...a w bagażniku chlupie radośnie 50 litrów chrzczonego paliwa które pewnie dolewać będzimy po trochu do baku przez cały wyjazd...
Na ostatniej w Serbii stacji niepewnie dotankowujemy... tym razem kasjer oszukał nas na pieniądzach...dziwny to kraj, ta Serbia...