Geoblog.pl    keyla    Podróże    Nauka nauką, ale co zwiedzisz to twoje, czyli autem przez Skandynawię na Spitsbergen    Na krańcu świata... gdzie tańczą Zorze...
Zwiń mapę
2007
13
wrz

Na krańcu świata... gdzie tańczą Zorze...

 
Norwegia
Norwegia, Vardø
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2058 km
 
Dzień przywitał nas piękną pogodą! Obudził nas tupot biegnącego renifera. Miło. Po spacerku o poranku i utyskiwaniu na Szwedów co nie zbierają grzybów (kozaki i prawdziwki o kapeluszach jak talerze się tu marnują) ruszyliśmy. Po kilkunastu kilometrach – jest!. Prysznic! W całkiem przytulnym zajeździe przykościelnym. Cudowne uczucie – znów tak świeżo i pachnąco! Niesamowite jak na wyjazdach upraszczają się ludzkie przyjemności: wystarczy być czystym i w suchym, zacisznym miejscu coś zjeść:) Aż do 11.00 przeciągnął się. Dzień – ze względu na pogodę i bajkowe krajobrazy pełne soczystych czerwieni, żółci, zieleni i co tam kto sobie jeszcze zamarzy – był dniem fotograficznym. W drodze na półwysep zatrzymywaliśmy się co i rusz. Tak na prawdę to można było przyglądać się otoczeniu i robić zdjęcia. Wszystko tak piękne i pełne wyrazu. Selekcja była trudna. Ale cóż – trzeba było to zrobić. Efekty? Zobaczymy na koniec!.. W żółwim tempie zbliżaliśmy się do Varanger. Pod wieczór czas na obiad. Zatrzymaliśmy się przy drodze, na parkingu ze stolikami – pełna kultura, a co! Tyle tylko, że w warunkach chłodniczych;) Po chwili dotarł do nas komitet powitalny. Seweryn aż podskoczył z wrażenia – uszatka błotna! O Matko, druga…i jeszcze trzecia!..Zafascynowani patrzyliśmy jak krążą. Czasem bliżej, czasem tuz nad głowami, to znów po drugiej stronie rzeki. Po chwili jeszcze większa niespodzianka! Towarzystwo zaczęła przepędzać sowa jarzębata! Stwierdziła, że to jej teren i wara innym! Zaczęło się przedstawienie. Obiad „się zjadł”, a my dalej obserwowaliśmy kłótnie i powietrzne przepychanki. W końcu i one i my udaliśmy się w swoje strony. Uczyliśmy się nowej zręcznościowej gry: „Nie rozjedź leminga!”. Wyłaziły dranie na drogę pojedynczo lub w zorganizowanych grupach, biegały bez ładu i składu, a Adaś jak mógł lawirował po drodze. Z całkiem niezłym wynikiem, bo z każdym przejechanym kilometrem przechodziliśmy na wyższy poziom zaawansowania…grupy robiły się większe, a ich ruchy coraz mniej przewidywalne:) Po 22.00 dotarliśmy do Tana Bru. Tuż za miastem, przy samej nasadzie półwyspu znaleźliśmy miejsce do spania. Wyszliśmy z auta i okazało się, że tu dopiero czeka nas niespodzianka! Na całej szerokości nieba, od jego jednego do drugiego końca rozpięta była ogromna zorza…Wydawała się szara. Chłopaki stwierdzili „no, fajna, ale…tylko takie cos?” Ja wpatrywałam się i tak zauroczona. I zobaczyłam. Szarość zaczęła rozbłyskiwać, bieleć, jaśnieć, rozwarstwiać się i rozszczepiać…Spójrzcie! No i staliśmy, ofiary losu, a nad naszymi głowami działy się cuda. Jeden koniec zaczął się zawijać w hak, a drugi falując rozdzielał się na dwoje. Biel w środkowej części dopiero się „rozgrzewała”. Urosła znacznie i rozciągając się w dół ku nam wyzywająco zazieleniła się, na falujących jak tkanina na wietrze dolnych krańcach różowiąc się i przechodząc w fiolet. Niczym tancerka w długiej sukni zaskakiwała nas. Jej ruchy, raz szybsze raz wolniejsze, wykonywane w rytm niesłyszalnej dla nas melodii, hipnotyzowały nas. Nieprzewidywalność, tempo tak zmienne…fascynowały. Tam, gdzie przed chwilą był pięknie wyprofilowany łuk, teraz szybko falując opadała w dół biało-zielono-różowa kurtyna…w miejsce zawiniętego końca pojawiło się rozwidlenie. Staliśmy…aż wszystko zgasło…Wtedy błysnęła myśl – aparaty!!! Do diabła! Ale zorza, jakby filuternie, ulitowała się jeszcze nad nami i tak na pocieszeni, skrawkiem swej pięknej sukni zawinęła po niebie, między gwiazdami…udało się zrobić choć kilka zdjęć zielonego roztańczonego jeszcze lekko rąbka zwiewnego stroju Aurory. Rozłożyliśmy namiot i wsłuchując się z uśmiechem w tupot lemingowych stópek zasnęliśmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Beata
Beata - 2011-11-06 08:49
Witajcie! Byłam w Vardo w 1985r. śpiewałam w jedynym tam wówczas hotelu. Pozdrawiam, Beta
 
Tomek
Tomek - 2011-12-30 23:22
Też byłem w Vardo jakieś 4 lata temu. Polecam jesienny sztorm
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017