Po nocy w Stolycy pakuję się do pociągu na Wrocław.
Wiem że tam mam dwa wyjścia: albo czekam prawei 2 godziny i jade kolejne 3 do Jeleniej... albo pakuję się w PKS tuż po dotarciu i jadę około półtorej godziny...
PKS jest szybszy niż PKP - i to dwukrotnie! niesamowite!
przy pomocy telefonu, współpasażerów, biegania w tą i spowrotem, kilku Wrocławian w okolicy dworca i Anioła Stróża, z pociągu przesiadam się na autobus firmy "Kry-cha"... już o 16.00 będę pod Jelenią!
dzwonię do Kolegi Przemysława...
Umawiamy się gdzieś na PKS Jelenia Góra...po chwili Przemek dzwoni: Nie zdążę... niech on cię wysadzi przy wjeździe przy dwupasmówce...poł godziny pretraktuje z kierowcą - zgadza się. ufff... telefon...Nie zdążę... niech on cię wysadzi przy stacji Orlen... grrr... znów idę do kierowcy przeciskając się w mocno nadprogramowym tłumie... kierowca widząc mnie dostaje długich czarnych kręconych zębów...pytam o Orlen... po chwili słyszę że się zgodzi... uffff.... telefon...Nie wiem czy zdążę....Aaaaaa!!! ja już nie gadam z kierowcą!
Docieram na umówione miejsce… odnajduję na stacji Kolegę Przemysława lekko już znudzonego czekaniem ;) Zahaczamy jeszcze o Tesco – zakupy na wyjazd trza poczynić – choć oboje nie cierpimy takich spędów. Oczywiście gubimy się gdzieś, idę do auta i nie mogę go znaleźć…dzwonię i pytam gdzie dizelek stoi…spotykam się z readsnym śmiechem i pytaniem czy ze mną wszystko w porządku… Pewnie, a co ma być?? ;)
Wieczorem spokojnie gadamy sobie przy białym winku co chcemy na wyjeździe…okazuje się, że oboje chcemy odpocząć…planujemy nic nie planować ;) i połazić po górkach! uprzedzam, że ja będę robić zdjęcia i po troszku tłumaczę, że to nie takie proste ;)
Ot, i tyle…