Franek sie pochorował na amen...
jak wyjeżdżaliśmy to był chory - zaziębiony... teraz wygląda słabo a na dodatk okazuje się że ma na poniedzialek mnóstwo roboty... jest smutny i widzę że nie swój...
po 9.00 przychodzi pan Zbyszek i gramy w trójkę na sukach. Franek łapie oczywiście szybko, ja jak zwykle wolno, ale dwa oberki wchodzą jakos pod palce, nagrywamy jeszcze dwie polki i słuchamy kilku ballad...
może kilka słów o tym czym jest suka...?
Suka Biłgorajska to instrument muzyczny, strunowy, posiadajacy od 4 do 7 strun, z czego 4 sa zawsze melodyczne (jak w skrzypcach) a pozostale robia za tło, czyli sa strunami burdonowymi (nie pracujemy na nich palcami), dzwięk wydobywa sie pociągając smyczkiem a odpowiednią nutę otrzymać można skracając strunę dotykiem paznokcia z boku struny. Jest to stara technika (paznokciowa) tak jak i stary jest instrument... prawdopodobnie mógł przywędrować do nas z tatarami wieki temu, a potem stał się typowym obok liry instrumentem dziadowskim. Niestety - zaginął w pomroce polskich dziejów. Informacje o nim są dość skąpe i niekompletne. Sukę zrekonstruowano z rycin i opisów - do naszych czasów nie zachował sie ani jeden egzemplarz... W chwili obecnej budowa takiego instrumentu opiera się w sporej części na metodzie prób i błedów oraz przypuszczeniach i analogiach do innych strunowców, takich jk skrzypce, altówka, fidele czy skrzypice płockie.
Sniadanie na trawie, z instrumentami w ręce i muzyką, w słońcu, zieleni i błękicie...
Po jakichs dwóch godzinach lekcja jest zakończona, Franek idzie spać a my jedziemy do Szklarni - czyli miejscowości niedaleko Janowa, gdzie jest zachowawcza hodowla konika biłgorajskiego - konika który ma odpowiadać tarpanom i wsiedlany jest jako dzikie zwierzę w nasze tereny... :)
okolica przepiękna i aż się piszczeć chce z radości, że na świecie są tak urokliwe miejsca...
jednak dynamiczne planowanie znów bierze górę i szybciutko wracamy się spakować...
jednak ruszamy niezwłocznie w drogę...