No i znów przygoda wzywa!
powoli i nienerwowo powstaje lista rzeczy do dokupienia, rzeczy do spakowania - przecież ja nie mam na Boga tak wielkiego plecaka!!! - oraz spraw do zalatwienia na ostatnią chwilę... :) jak zawsze!
pierwsze przygotowania do wyjazdu miały miejsceponad miesiąc temu, kiedy to wraz z kilkoma innymi zaiteresowanymi osobami próbowaliśmy doprowadzić Czerwoną Taksówke do stanu gotowości i wypchnąć w kierunku północnym... jeszcze nigdy nie kupiłam tyle żarcia na raz! i nigdy wcześniej nie grałam w tetris puszkami, słoikami, kostkami masła czy kartonami z piciem:) powstała Trójca masterów od żywnościowego tetris, nazywana "Tetricznymi Szeficzkami" (to tak z czeska nie wiedzieć czemu) - Mikołaj - szeficzek od pakowania z wózków pod sklepem do auta które powinno a nie chciało poczatkowo przyjąć całego zgromadzonego dobra, Renia - moja służbowa zmienniczka - szeficzek od pakowania we wszystkie możliwe zakamarki wewnątrz jachtowych przestrzeni gospodarczych oraz ja - szeficzek od pakowania zapasów w tak zwanej maszynce sterowej, czyli miejscu z osobnym włazem na rufie, gdzie ida zapasy na później i muszą nie zbełtać się podczas sztormów...
chaos był przez niemal tydzień nie do ogarnięcia, kolega kapitan zwany dalej Zwierzem (ale takim lekko oswojonym) doprowadzał nas do szału i w pewnym momencie solennie obiecaliśmy mu, że jeśli w przeciągu 3 dni nie wyjdzie w morze, utniemy mu głowę i komisyjnie nasikamy do korpusu:) Chyba podziałało, bo 3 dni później Czerwona Taksówka oficjalnie zwana Eltaninem bieżyła hyżo w kierunku początkowo zachodnim a następnie północnym. My za to w dzień zrzucenia cum, Szeficzkową Trójcą obaliliśmy butlę wina ze szczęścia:) Nerwowo sprawdzaliśmy na internecie czy też nasza Czerwona Zmora nie wraca ku naszej rozpaczy, ale nie - dzielnie parła ku niezachodzącemu słońcu:)
A teraz Taksi jest już na Spitsbergenie i zostanie aż do jesieni (tam już w sumie zima będzie ale co tam)...
No i coż ja?... ja w piątek wsiadam na pokłąd samolotu na dobry początek... przesiądę sie zaledwie raz a następnie zaokrętuję na rzeczonej Czerwonej Taksówce i wyrusze na miesięczną tułaczkę gdzie klient sobie zażyczy:)
To moje piąte podejście do tego arktycznego zakątka... i jak na razie sprawdza się reguła "za każdym razem inaczej" :)
pierwszy raz byłam zimą, nocą polarną na dużym dość statku badawczym pod banderą norweską
drugi raz byłam jesienią i czas dzieliłam między bazę a chatki okoliczne wokół-hornsundzkie
trzeci raz znaczą część mieszkałam pod namiotem w głębi fiordu
czwarte podejście to stacja Uniwersytetu Wrocławskiego zwana Baranówką
no i piąte - najmniej stacjonarne, rozbujane, i dające morze możliwości fotograficznych i badawczych:)
Zatem do dzieła Katarzyno - dzielny Matrosie i obyś hołd Neptunowi (w tamtym rejonie raczej Odynowi) złożyła jeden, honorowy raz :D