Powrót do rzeczywistości okazuje się trudniejszy niż myślałam. Mam dużo rzeczy do zrobienia i spraw do załatwienia, więc nawet nie mam czasu na głębokie rozmyślania. Ale i tak jest źle. Wszystko denerwuje. Brak mi rytmu który w tak szybkim czasie wszedł w krew.
Rozglądam się na nowo po otaczającym mnie krajobrazie. Tu na prawdę nie ma gdzie latać! Klify są dobrym półśrodkiem - może kiedyś bardziej je polubię... można też na holach się windować do góry i potem latać gdzieś nad kaszubami i okolicą... ale nie wiem jeszcze jak działa termika na płaskim terenie. No i płaski teren wydaje mi się taki nijaki... Wydaje mi się, że nie może to tak czy siak równać się z tym, jak lata się w górach... gdzie czuje się potęgę Natury wyzierającą z ogromu szczytów, głębokich wcięć w kotłach i dolinach, gdzie wschód słońca zachwyca i porusza...
Brakuje mi przestrzeni i wolności jaką daje lot. Jednocześnie czuję jak wiele dał mi wyjazd i jak bardzo był mi potrzebny. Radość wyjazdu miesza się ze smutkiem, że już się skończył. Ktoś mi powiedział "to było nie jechać - nie czułabyś się tak źle"... może tak, ale też nie czułabym się tak wspaniale...