Plan powstał jeszcze we wrześniu. Może nawet pod koniec sierpnia. Aby pięknie zakończyć lotniczy sezon i wybrać się w dobre pewne miejsce. Oczywiście pierwszym typem było Bassano del Grappa, gdzie lata się pięknie i może tam znaleźć coś dla siebie i ten co zaczyna i ten co już wiele potrafi...
Od 5 października bacznie obserwowaliśmy prognozy, bo pierwszy termin wyjazdu byl ustalony na 6-7go... Prognozy jednak dołowały... nie ma po co jechać... dzień po dniu zaglądanie po kilka razy na strony z prognozami pogody... niemieckimi, włoskimi, czeskimi, polskimi... amerykańskimi nawet... przyglądanie się zdjęciom satelitarnym i za każdym razem ta sama nadzieja. Nadzieja, która gasła odrobinkę każdego dnia. Że jednak się nie uda już bo jesień coraz bliżej i bliżej...
Jesień rozsiadała się coraz śmielej nad całą Europą... mrzonki o termicznym lataniu zaczęły być coraz mniej realne... A tak bardzo chciałam jeszcze kilka chwil spędzić w rzeczywistości, w której nie ma problemów, stresów, a wszystko do czego trzeba się zdystansować zostaje co najmniej kilometr poniżej...
Tak bardzo chciałam jeszcze na chwilę poczuć się tak jak w moim najpiękniejszym śnie o Smoku...
Jeszcze nie tracę nadziei...