Słońce prześwieca przez jeszcze gołe gałęzie drzew. Kilka dni zajęło mi ogarnięcie się na tyle, aby móc pojechać do Jurka. Ciasto, zawinięte w papier, leży na siedzeniu pasażera. Docieram do Borska, mijam zjazd na lotnisko i jadę do Karsina. Na cmentarzu idę według wskazówek chłopaków. Trafiam po chwili. Grób na którym piętrzy się niezliczona ilość kwiatów, wieńców, bukietów, wstęg, słów pożegnania… Przysiadam i opieram plecy o tył nagrobka stojący tuż przed Jurkiem. Wyciągam znicz, zapalam i stawiam obok tych już wypalonych. Kroję duży kawałek ciasta. Rozłamuję na dwie części. Jedną zjadam, drugą kładę na serwetce tuż obok znicza. Łzy kręcą się w oczach, a potem po cichu spływają. Szeptem opowiadam o najciekawszych chwilach w Turcji. Wsłuchuję się w ciszę dookoła. Nie jest taka całkiem głucha. Przyroda budzi się do życia, wiosenna i rozgrzana słońcem… W końcu wstaję i odchodzę. Wiem, że jeszcze i tak tu nie raz wrócę…
W Borsku zatrzymuję się przy Jurka domu. Długo rozmawiam z jego żoną. Pojawia się ich córka i wnuk. Potem najmłodsza członkini rodziny – wnuczka Marlenka. Jurkowe oczko w głowie. Stoimy, wspominamy… Co jakiś czas nad lasem pojawia się holowane skrzydło. Marlenka patrzy, odwraca się do nas i mówi „Dziadzia”… W małej, trochę ponad rocznej główce, nie mieści się jeszcze pojęcie śmierci…
Ruszam na lotnisko. Chociaż jeden hol. Tak na pożegnanie. Jurek był holowniczym. Moje loty tu, na płaskim w Borsku to głównie on. Bardzo się lubiliśmy. Nie mogę uwierzyć, że nie usłyszę już w radiu jego głosu „Kasiu, masz koniec holu”, że nie powiem „Dziękuję Jurku za hol” i nie zakręcę już spoglądając na jadącą kilkaset metrów poniżej holówkę, w której on siedzi. Jurek był chory. Musieli mu usunąć jedną nerkę. Po operacji wszystko zaczęło wracać do normy. A potem niespodziewanie wysiadł cały organizm. Nie wiadomo do końca co zawiniło i co nie dało rady. Może wszystko – po prostu. Przygotowuję się do lotu. Podpinam się do wyciągarki Pawła i wzbijam się w powietrze. To nie będzie długi lot. Ale to nie ważne… Jezioro wygląda pięknie… Podobało by ci się, chociaż nigdy nie paliłeś się do latania. Wolałeś pomagać w tym szaleństwie innym… Żegnaj Jurku… Dziękuję ci za wszystkie hole… Lina poszła…