Geoblog.pl    keyla    Podróże    Lotne Karpaty    Dotarliśmy do celu!
Zwiń mapę
2015
04
sie

Dotarliśmy do celu!

 
Ukraina
Ukraina, Pilipets
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 803 km
 
Minęliśmy kilka znanych mi i zupełnie nieznanych miejsc. Trawersem przejeżdżamy niedaleko Jarosławia i zaczynają się już zagęszczać drogowskazy na nasze przejście graniczne. Pojawiają się też drogowskazy na większe miasto na naszej trasie – Lwów. Nigdy wcześniej nie byłam na Ukrainie. Wielokroć myślałam o tym kierunku, ale jakoś nie zaczynałam nawet planować wyjazdu w tamtą stronę. Ostatnie miesiące, już nawet lata w tym kraju to głównie opowieści w mediach o wojnie. O walce o swoje prawa. Ciekawi mnie jak będzie wyglądać podkarpacie ukraińskie, tamtejsze „większe Bieszczady”. Widziałam na zdjęciach na internecie kilka ujęć połoniny Borżawa, na którą się wybieramy. Jest piękna. W myślach doganiają mnie obrazy widziane tylko na ekranie monitora. Mrowienie pod skórą narasta – wiem, że będę mogła niebawem zobaczyć je sama. Doświadczyć wieloma zmysłami. Tak jak lubię najbardziej. Zastanawia mnie oczywiście cz przy tek okazji uda mi się spotkać jakichś ludzi śpiewających jeszcze tradycyjne pieśni. Podkarpacie ma pewnie swoje odmienne tradycje muzyczne. Ciekawe czy uda mi się je jakkolwiek usłyszeć? Zobaczymy.

Przejście przez granicę zaczęło uświadamiać mi, jak jednak duże różnice dzielą nasze kraje. Nawet samopoczucie pracowników, ich podejście do ludzi przewijających się przez granicę daje się wyraźnie rozróżnić. Ilość papierków jakie generuje tamtejszy system, ilość drobnych opłat oraz mnogość okienek, do których trzeba stanąć nie przeraża już. Budzi jedynie lekkie zdziwienie i nawet rozbawienie. Jak ciekawym jest uczucie, że można to już teraz traktować jako ciekawostkę turystyczną, której doświadcza się okazjonalnie. Że nie jest to szara irytująca codzienność. W końcu, po obfotografowaniu naszego bagażu, wbiciu pieczątek, pokazaniu papierów w trzech czy czterech punktach, opłaciwszy wykazaną na kilku drukach opłatę na busów (Zbyszka auto tak się właśnie kwalifikuje) w wysokości jednego euro, możemy ruszać dalej. Po zaledwie dwóch kilometrach widać wyraźnie, że wjechaliśmy do innego kraju. Krajobraz niby bez zmian. Niby. Są bociany, są miasteczka i wioski. Jedyne czego nie widzę nigdzie aż po horyzont to uprawy. Ziemia jak długa i szeroka leży odłogiem. Zarasta, dziczeje. Drugim wyraźnym znakiem jest dominacja aut, u nas już nie spotykanych: ziłów, gazów, uazów… wiele z nich nawet nie przemalowana – nadal w barwach wojskowych. Tanie, dobre, łatwe do naprawienia. Wytrzymałe na wiele trudnych warunków. Architektura też wyraźnie daje wskazówki, że to post-socjalistyczny kraj. Ale życie toczy się tu jak wszędzie indziej.
Inną ciekawostką, którą zauważam po dłuższej chwili jest brak koni. Krowy jeszcze widać pasące się daleko. Ale koników nie bardzo. Może będą później?
Docieramy na miejsce około południa. Ostatni odcinek drogi to moment w którym Zbyszek mówi „teraz zobaczycie prawdziwe ukraińskie drogi”. Nasze dziurawce nie umywają się do tutejszych. Czasem nie ma wyjścia. Nie da się ominąć i tyle. Można jedynie wybrać mniejszą z dziur. Czasem jedyną opcją jest pobocze. Widać nie raz, że mocno już wyjeżdżone. Widać to tak ma być. Jedyne większe miasteczko blisko naszego celu podróży to Wołowiec. Zatrzymujemy się przy bankomacie a potem odwiedzamy sklep. Wchodząc przez jego drzwi przenosimy się w lata 80-90te… co prawda waga i kasa są współczesne, ale na blacie leży nadal tu używane liczydło, półki i wystrój jak zaklęty w czasie. Stoję przy półkach z pieczywem. Wdycham powietrze pełną piersią. Pachnie tak wspaniale! Wybór niewielki, ale za to tak naturalny, taki prawdziwy ten chleb na półkach. Czasem przypalony, czasem trochę krzywy, ale skórka chrupiąca i pięknie popękana. To chleb jaki pamiętam z mojego dzieciństwa. Musi być pyszny! Kupujemy niewiele – zakupy można robić na bieżąco. Pierwszy raz od bardzo dawna wyjechałam bez zapasu jedzenia, półsuszonego i najczęściej połowicznie smacznego. Po co, skoro tu taniej niż u nas? I to naprawdę wyraźnie? A jedzenie w zdecydowanym stopniu nie jest tak uprzemysłowione jak u nas. Jest jak „dawne”… Już wiem, że na pewno będę chciała tu wrócić… Dotarcie na miejsce to niekończąca się rzeka przywitań i dobrych słów od ludzi już zgromadzonych na zawodach. Mistrzostwach Ukrainy w Paralotniarstwie. Zbyszek zna tu chyba wszystkich. Wszyscy naprawdę serdecznie się cieszą na jego widok i równie serdecznie witają mnie i Madmaxa. Tak, jakbyśmy znali się od dawna i nie widzieli kilka miesięcy. Jest od razu sporo tematów do poruszenia, pytań do zadania, odpowiedzi do udzielenia. Mieszanka języka ukraińskiego i polskiego tylko w nielicznych chwilach zdaje się nie pomagać w konwersacjach. Na ogół jednak idzie nam całkiem nieźle.

Dość szybko okazuje się, że burza odcina możliwość latania. Staram się spokojnie przejść nad tym do porządku dziennego. I tak jesteśmy po niemal dobie nieprzespanej, w której tylko dwie godziny sen wyrwał w pociągu. Wiem, że dziś nie powinniśmy latać. Że trzeba odpocząć. Zaaklimatyzować się, oswoić z miejscem. Więc jest mi tylko trochę szkoda. Gdzieś w środku odczuwam żal, ale też wiem, że jeszcze tyle dni przed nami. Jeszcze będzie czas się wylatać. W końcu godzę się ze spokojem popołudnia i wieczoru. Zaliczam orzeźwiający prysznic, potem ewentualne rozterki ucina i spłukuje deszcz wraz z pomrukami ogromnych smoczych chmur.

Rozmowy toczą się mimo pogody w kilku miejscach jednocześnie. Ukraińcy, którzy zjechali na zawody z wielu zakątków Ukrainy są jednakowo serdeczni, radośni i entuzjastycznie nastawieni do życia, do latania i do nas. W międzyczasie na pochyłe lądowisko wchodzą koniki i krowy z dzwonkami u szyi. W zapadającym zmroku w niebo unoszą się nasze rozmowy i pobrzękiwanie dzwonków u wypasających się zwierzaków. Jutro ma być lepszy dzień. To mój pierwszy wyjazd na zawody. Co prawda będę tylko jako wolny strzelec tu latać a nie zawodnik, ale zawsze to nowe doświadczenia i nowa nauka. Zobaczymy co kolejne dni przyniosą.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-08-07 22:13
Miejsce wakacyjne- wspaniałe. Nowi ludzie,krajobrazy i...niebo!
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017