przejechaliśmy 85km ... wszystko cudownie tylko czemu zawsze zad boli od siodełka??
rozbijamy namiot i gotując kolację omawiamy miniony dzień...dla mnie podróż rowerowa to nowość...Przemek pół świata zjechał na dwóch kołach...postanawiamy odbić od morza i dużej drogi...bo jest nudna i uciążliwa...przypominamy sobie nasze zdziwienie Patrą...pełna "niepewnych" gości zbijających się w duże grupy...na naszych oczach do TIRa stojącego na światłach podszedł jeden taki "zespół", chłopcy otworzyli tylne drzwi i przymierzali się do wyciągnięcia zawartości...kierowca wyskoczył z pięściami i przekleństwami na ustach... rozgonił towarzystwo i złorzecząc im na następne kilka pokoleń wprzód pojechał dalej...dobrze że nasz dizelek stoi w spokojniejszym miejscu...
a ja dziś wykazałam się "inteligencją"...poszłam na zakupy do marketu...zdziwiłam się, że połowa produktów nawet nie wypakowana z kartonów ale cóż - może w Grecji tak mają?? przy kasie okazało się, że trafiłam ... do hurtowni ;) pan kasjer po chwili przekonywania się na wzajem czy da się czy się nie da tego jakoś załatwić...poleciał do dyrektora i uzyskał "permission" na sprzedanie mi ilości detalicznej ;)
poza miastem było cudownie, słońce i 15 w plusie...akurat dojrzewają cytrusy, oliwki ... palmy poprzycinane ładnie... nie mogłam nacieszyć oczu zielenią i cała kakofonią barw naturalnych i odludzkich...grecy uwielbiają krzykliwe kolory...domów, krzeseł, ubrań...
no dobrze...pora spać bo jutro znów robota...jak to tu mówią...kalinihta... ;)