samolocik był maleńki i wyglądał jak zrobiony z papieru...
pokonywaliśmy przestrzeń ponad Alpami a ja nie mogłam oderwać nosa od okienka...
pogoda dopisała - piękne, bajkowe pojedyncze chmurki, ciepłe słoneczne światło, szczyty gór, widoczne strumienie i oczka wodne... zieleń, śnieg... wszystko na raz jak na jakimś kiczowatym obrazie...kiczowatym a jednocześnie porywającym i zapierającym dech w piersi.
Piękno czasem przemawia prostym językiem kształtów i kolorów, a czasem koduje wiadomości w skomplikowanych formach lub w tak licznej ilości obrazów składających się na całość, że aż ledwo czytelnych...
to co jest w stanie ogarnąć rozum czy spojrzenie, często też to co jesteśmy w stanie ująć w kadry zdjęć - to tylko urywki, nawet składnie w panoramę nie na wiele się zdaje...
piękno pełne to zestawienie tego co czują wszystkie nasze zmysły na raz... i tego nie przeskoczymy...
więc pamięć o pięknie jest również pamięcią całego naszego ciała...zmysłów, odczuć i myśli kłębiących się lub ulatujących spokojnie...
Leciałam wysoko ponad tym i żałowałam, że jedyne co zapamiętam to obrazy - setki obrazów zamkniętych w kadry w mojej głowie...
W końcu dotarlam do Lubljany, samolot wylądował i pomaszerowałam dalej...autobus i zwykłe, europejskie miasto...pozostał tylko obraz w mojej głowie.