Zwariowany dzien. Oposcilam pierwszy wyklad - musialam nadgonic zaleglosci w mailach i zalatwic noxleg w Tarifie.
Udalo sie!
A Festiwal polarny w maju zaczyna nabierac ksztaltow i rumiencow:)
No i mam nocleg w Trifie. Na nastepne dni to najwazniejsze!
Drugi wyklad to popis szolmenski - rewelacja! i temat ciekawy - o modelowaniu biofilmow .D
a po lunchu skladajacym sie zaledwie z: stareterow, zupy, dania glownego, deseru i obowiazkowej kawy - wszystkiego oczywiscie do wyboru conajmniej po kilka gatunkow (warzyw, mies, salatek, sosow i przystawek, owocow, ciast, ciasteczek...) wyruszylismy na wycieczke warsztatowa. Calkiem spora:
Braga -> Ponte de Lima -> Viana di Castelo -> Caminha -> Valenca -> Braga
Troszke szkoda bo koniec koncow wszedzie zaledwie po 30 minut moglismy posiedziec, wiec na prawde malo udalo sie zobaczyc.
No i oczywiscie w Caminha skonczyla mi sie bateria w aparacie a druga pelna zostala w Bradze. kretynsko, ale coz...moj pech podrozny zachichotal tylko, przeturlal sie po piasku i zniknal w zaroslach kwitnacej jak szalona mimozy.
A potem zrobilo sie ciemno wiec...
Niesamowite jest to ze po zachodzie tak szybko zapada ciemnosc. Nie ma tego etapu szarowki, polmroku, zmroku....Brak tych odcieni i delikatnych poltonow gdy nadchdzi noc. Sa dziwnie skompresowane do niezauwazalnego minimum: zachod slonca -> ciemnosc.
Wrocilam o 20.30 do domu. Oposcilam oficjalna kolacje. Mielismy z Luisem zrobic placki ziemniaczane i w kocnu przyrzadzic maniok ale sie nie udalo...braklo nam czasu. Zjedlismy cos szybko i pobieglismy na koncert, Sredni. Muzycy - raczej amatorzy, byli mocno zestresowani, wiec muzyka tez pelna byla napiec i pomylek.
Przeprowadzilam sie. Teraz mam 10 minut do szkoly i mieszkam u andaluzyjki ANy przyjazniacej sie z Turkiem o pieknym imieniu Haluk.
Potem z Luisem poszlismy do baru z jego nowymi znajmomymi z Wloch, Brazyli i skadstam jeszcze. Byl z nami tez Francesco - kierowca i przyjaciel Luisa. Zobaczylam jak bawi sie mlodziez z ERASMUSa - w stylu STOMP ze spiewem. rewelacja. Sporo dymu, garsc alkoholu i mnostwo energii i muzyki, radosci i mlodzienczej brawury. Grali na czym sie dalo, plastikowa butelka, stol, szklana butelka...
W sumie ciesze sie, ze zamiast prowadzic kolejna dyskusje i biofilmie przy trzeciej przystawce czy piatym deserze po prostu poznaje miejsce takim jakim jest na co dzien dla zwyklych ludzi - o ile studentow erasmusa mozna nazwac normalnymi ludzmi :)
Ana i Haluk sa przesympatycznymi ludzmi. Moze jutro bedziemy mogli pogotowac cos razem i zjesc spokojnie kolacje?
A teraz znowu czas spac... Jutro zajecia praktyczne i trzeba byc prztomnym. Na to czekalam caly kurs :)