Czasami dostaje się od życia dziwne lekcje i dziwne oferty...
czasami ze strachu ich nie przyjmujemy, ale czasem wbrew rozsądkowi poddajemy się i staramy wykorzystać nadarzającą się okazję...
Wyruszając w kolejny naukowo-fotograficzny wypad mam w głowie milion myśli i stosy rzeczy porozrzucanych na podłodze gigantycznego M-1 :)
Jeszcze dziś tyle rzeczy i spraw do wpakowanie, załatwienia, dogadania, sprawdzenia, zapamiętania...
Za oknem szarzeje...
myślami wybiegam w najbliższą przyszłość... czeka mnie sporo nowych wrażeń i miejsc.
Człowiek zarażony podróżowaniem zawsze z nadzieją wypatruje zakrętu i tego co za nim... niewypowiedzianych propozycji i nadarzających się okazji aby zaspokoić tą niespokojną bestię drzemiącą gdzieś między wątrobą a sercem... od której to nasze serce czasem ściska się żalem - kopnięte niechlujnie niedomytymi odnóżami pskudztwa a czasem radośnie zabije - pieszczone delikatnie jego łapami, miękkimi od wewnątrz jak poduszki...
Człowiek zarażony podróżowaniem zawsze będzie z ciekawością oczekiwał dnia następnego i drogi która może pojawić się z nikąd... i z zachwytem pójdzie w nieznane z kapeluszem na bakier i uśmiechem w oczach...
Czy każdy zarażony podróżowaniem odczuwa przed wyjazdem to radosne napięcie i chęć wyruszenia już teraz, zaraz... nawet w środku nocy... byle już ruszyć i poznawać, odkrywać i smakować, nasłuchiwać i postrzegać... niezależnie jak daleka ma to być podróż i jak bardzo znane/nieznane miejsca przyjdzie nam odwiedzać??? ... wiedząc że wyrusza ku przygodzie czuje jak bestia tuli deliatnie to nasze serce i tylko czasem przypadkiem niemal dla zwrócenia uwagi przeciągnie po nim pazurem niepokoju...
Na miesiąc czasu zostawiam mieszkanie, Gdynię, wszystko co dookoła i wszystkich którzy mi bliscy... aż miesiąc i zaledwie miesiąc...
Oby i tym razem los mi sprzyjał a mój Anioł Stróż nie znudził się opieką nad swoją pierdołowatą podopieczną...
No i ciekawe jakie psikusy przygotował mi mój Podrózny Pech, który już na etapie przygotowań doprowadził do wysiadania pośpiesznego z pociągu na trasie Gdynia- Warszawa i wracania się do domu po paszport... wizy bez tego bym raczej nie dostała :) szczególnie jeśli obiecano mi wyrobić ją w jeden dzień :) drań chichotał i skakał po kolanach współpasażerów przedziału a ja cóż - wysiadłam i dyrdałam po paszport i jechałam innym pociągiem... takie życie :)
No to na metę, szanowna Katarzyno... ku kolejnej przygodzie, ty Mały Piracie :D