Geoblog.pl    keyla    Podróże    Sajens przekracza granice...czyli do Szkocji z międzylądowaniem na Marsie :D    Nie lubię poniedziałku...bo coraz bliżej do czwartku!
Zwiń mapę
2009
15
cze

Nie lubię poniedziałku...bo coraz bliżej do czwartku!

 
Afganistan
Afganistan, Kabul
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8796 km
 
Wstałam i snując się z lekka bez celu postanowiłam zrobić moim chłopakom placki ziemniaczane. A co! Niech się cieszą. Mam dość jedzeni pizzy na obiad, wiec nawet chętnie się poświecę na wykonanie tego czasłochłonnego draństwa 
Tutejsze ziemniaki są inne, wiec placki wychodzą trochę twardawe, ale smaczne. Nie słyszę – pewnie z grzeczności – żadnych sprzeciwów ani zażaleń.

A w międzyczasie wykonywałam równie karkołomne czynności jak obróbka moich zdjęć czy też poprawianie wykresów do artykułu.

Podczas tego dnia dotarło do mnie tak dobitnie, że nie mogę sobie w ramach spaceru czy relaksu czy po prostu dla zaspokojenia ciekawości pójść na miasto na spacer. To znaczy, owszem, mogłabym… ale wiązałoby się to nierozerwalnie z mnóstwem niedogodności a może i chwilami niebezpieczeństw. Społeczeństwo Afganistanu jest tak średnio przygotowane psychicznie na białe kobiety w ich otoczeniu. Nie oznacza to oczywiście, że stałaby mi się krzywda. Bardziej wiązałoby się to z zaczepkami, nachalnością, może czasem mniej wyszukanymi komentarzami dotyczącymi „białej” nieskromności. Dużo bardziej jednak prawdopodobne jest zamęczenie na śmierć przez próbujących wyłudzić pieniądze biedaków, którzy są już w pewnym sensie zepsuci przez białych, co chcieli pomóc. Idąc ulicą zewsząd będą się wyciągały brudne, proszące ręce czasem dorosłych, chociaż jednak głównie dzieci. Czasem będą próbować coś sprzedać – gumę do żucia czy inne drobiazgi – najchętniej w opcji, że daje się im tego „one dollar” a oni z kasą i rzeczoną gumą zwiewają w długą, czasem desperacko będą się rzucać na auto aby umyć szyby i jeśli im się na to nie pozwoli to rozegrany zostanie spektakl poturbowanego, zasmarkanego i płaczącego dziecka. Więc tak naprawdę, owszem – można iść na spacer. Ale będziemy czujnie obserwowani przez całą rzeszę cwaniaków, ludzi z gruntu próbujących w okrutnej biedzie zarobić w mniej lub bardziej legalny i przyzwoity sposób pieniądze. Pieniądze na chleb, wodę, na to by przeżyć. Więc nie nam – a na pewno mogę powiedzieć że nie mi – oceniać tych ludzi. Z naszego, europejskiego punktu widzenia to po prostu banda rozpuszczonych nierobów nie potrafiących dorobić się niczego, kombinujących na lewo i prawo byle tylko szybko i łatwo zarobić kasę. Najczęściej brudnych, śmierdzących, w pewien sposób odrażających… Ale powstaje pytanie kto ich tak rozpuścił? Kto zaczął im za nic dawać, dawać, dawać? Bo oni sobie sami nie poradzą? Ano my. Z akcjami pomocowymi, które cała rzeką dostarczały mniej lub bardziej potrzebne rzeczy, oddawanych w coraz zachłanniej wyciągające się ręce – bo przecież dają… więc teraz wiedząc że bogaty Zachód daje, po co próbować inaczej starać się czegoś dorobić? Skoro nawet nie wiedzą często na jakiej zasadzie działa ekonomia, czy jak kraj wychodzić może z kryzysów i biedy? Skoro nie wiedzą, że aby uzdrowić gospodarkę trzeba najpierw zacisnąć zęby i zacząć handlować i wprowadzać obrót pieniądza w kraju a nie tylko czerpać z datków dostarczanych z zewnątrz. Nieliczni wiedzą o tym, że najlepsza droga to wcale nie ta najszybsza i najoczywistsza… że trzeba zaleczyć przyczyny i zacząć od podstaw a nie tylko usuwać skutki. Bo czy możemy na przykład pozbyć się łupieżu tylko go wydłubując z włosów? Ano nie – trzeba wyleczyć skórę na głowie. Problem polega tylko na tym, że ci ludzie często nie tyle nie wiedzą nic o ekonomii i gospodarce. Oni nie potrafią czytać, pisać dodawać i odejmować. Nie mają wiedzy podstawowej nawet na poziomie naszych pierwszych klas. Zajęcia w szkołach, zarówno żeńskich jak i męskich nie są obowiązkowe na żadnym poziomie. Tylko rodzina decyduje czy będzie swoje dziecko kształcić czy też zaprzęgnie je od razu do roboty. Ich uniwersytety są wyposażone tak jak nasze szkoły podstawowe – ale te biedniejsze. Wykłady prowadzą często ludzie z przypadku, bez stosownego wykształcenia, o stopniach naukowych nie wspominając. Badania naukowe u nich to tylko jakieś mgliste, nie z tego świata sprawy. I w tej sytuacji idąc taką ulicą na spacerze warto pomyśleć, że ci ludzie to nie ten sam poziom intelektualny co my. Nie mam tu nic obraźliwego na myśli. Po prostu w większości przypadków nikt im nie dał możliwości aby było inaczej. Ich wiedza o świecie kończy się na tym co niezbędne do przetrwania. Dlatego myślę sobie, że na prawdę nie nam oceniać. A to, że pracowicie wstają przed świtem, modlą się, zaprzęgają się w te swoje wózki i stargany, do późnej nocy przemieszczając się po całym Kabulu aby tylko sprzedać choć trochę towaru, znój w jakim spędzają dzień po dniu, licząc grosz do grosza. Mając na miesiąc na utrzymanie rodziny 20 czy 40 dolarów. Co wystarcza na herbatę i chleb. Afgańczycy to pracowity naród. Tylko teraz częściowo zgnuśniał i się rozleniwił. Ale myślę, że jeśli pomóc by im w wydźwignięciu się z tego marazmu, dali by sobie w końcu radę sami. Może by klęli na to, może co dzień powtarzaliby ”jutro będzie lepiej, inshallach…” ale krok po kroku… nieuniknione też zapewne będzie rozluźnienie obyczajów. Już ponoć teraz można spotkać w Kabulu pojedyncze afgańskie kobiety chodzące bez chusty na głowie. Ja nie widziałam. Ale ja mało widziałam bo krótko jestem. Skąd więc taka przemowa skoro jestem tak krótko? To tylko przemyślenia nasuwające się po rozmowach z ludźmi ekspatami mieszkającymi tutaj, z pracownikami różnych akcji pomocowych pracujących zacięcie w Kabulu i poza nim, tego co udało mi się zaobserwować dookoła i z tego co już wiadomo na temat problemów krajów biednych czy rozwijających się. Też nie mówię tu żadnych nowości i Ameryki nie odkrywam. Chcę tylko aby ci, którzy myślą, że Afgańczycy to brudasy, wysadzający się jedynie w powietrze i wyłudzający pieniądze, pomyśleli też o tym, że to zwykli starający się przetrwać ludzie żyjący często w skrajnej nędzy. A na dodatek według średnich szacunków, osoby zaangażowane w partyzantkę i w tą podjazdówkę to jakiś jeden procent całego społeczeństwa.
Tak więc podczas smażenia placków sporo można przemyśleć. Nie zmienia to jednak faktu, że irytuje mnie niemożność wyjścia samej na spacer – co solennie i na samym początku obiecałam moim gospodarzom.
Marzy mi się jeszcze jeden taki wyjazd jak na zbieranie próbek. Nawet w to samo miejsce. Aby widzieć, poznawać… a nie tkwić w jednym miejscu.
Niemniej bardzo się cieszę z tego ci już mi się udało zobaczyć. Niektórzy przyjeżdżają tu na długie miesiące i nosa poza Kabul nie mogą wyściubić. Mam dużo szczęścia.

Dzisiejszy dzień jest spokojny. Wieczór przynosi ochłodę. Zasypiam przy jakimś filmie nawet nie wiem do końca kiedy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017