Niedziela, piękna słoneczna pogoda... no, może kilka chmurek jest na niebie...
dwie kobiety w zniewalających kreacjach skłądających się z zielonych brudnych woderów oraz koszulek na ramiączkach mkną chyżo, a raczej przedzierają się przez grząski grunt... obie z jakimś ustrojstwem w ręce... jeśli przyjrzeć się uważniej - obie trzymają gps-y i wpatrując się w nie uważnie coś mamroczą pod nosem, pokrzykują do siebie... chodzą w kółko... popatrują na mapę... obie z plecakami... jedna dziarsko dzierży szpadel w dłoni... czyżby poszukiwały skarbu? jakiegoś zaginionego kufra pełnego złota lub też drogocennych naczyń i biżuterii pozostawionych tu dawno przez któregoś ze ściganych szkockich władców? a może nawet zakopanych tu dawno temu przez wikingów?...
no, coś w tym guście...
Najpierw z Mel i jej córką Bridgit pojechałyśmy do rzeki zebrać tam moje próby a potem znów na West Sand... gdy najniższy pływ...Bridgit została już na plaży... a my odchodzimy od zmysłów... Ja wiem, że baza wojskowa jest blisko, ale czy to możliwe, żeby aż tak nam psuła szyki?
Punkty, które wczoraj wydawały nam się pod wodą, dziś okazują się w zupełnie innych miejscach... a na dokładkę... stojąc w miejscu i ruszając nawet palcem w bucie (ykhm, w woderze) potrafimy zmienić pozycję o 200m... teleportacja? magia? o jakżeż byłoby fajnie odkryć sposób na natychmiastowe przemieszczanie się w przestrzeni...
niestety, obie dochodzimy do wniosku, że to jakiś spisek... punkt M45 oraz M47 są punktami pechowymi najwyraźniej... po długich staraniach udaje się nam ustalić punkt M45 ... M 47 znów okazuje się być pod wodą... jednak w połowie zbierania prób dla Mel, okazuje się, że punkt ten jest zupełnie gdzie indziej... poddajemy się... dziś na lotnisku wojskowym sporo się dzieje...mają jakieś szkolenia czy co... postanawiamy nie zbierać dziś osadów...
robimy pewnego rodzaju doświadczenia...
przesunięcie się o jeden krok wywołuje teoretyczne przemieszczenie się o jakieś 10-20 metrów. wykonanie 5-10 kroków to już jakies 100m... a chwilami wystarczy stanć w miejscu i poczekać... :)
ubawione i jednocześnie zmartwione tym faktem wracamy do auta...
jutro będzi podejście numer trzy...
zobaczymy z jakim rezultatem...