Po niemal bezbolesnej podróży - oczywiście przed Nowym Dworem Gdańskim był jakiś objazd i trochę dłużej trza było w aucie siedzieć dotarliśmy do domu...
Mańka pierwszy raz wykazywała jakieś oznaki niezadowolenia i zmęczenia ale nadal NIE płakała!!!
odstawiona do domu zaczynam sie rozpakowywać... no i od razu telefon... Vincent dzwoni: mam twój kabel od laptopa... taaaa... i moją siatkę z jedzeniem z Bartoszyc co dostałam i zapewne kilka innych drobiazgów :) cała ja.... pół auta rzeczy im na pewno zostawiłam...
po kilku minutach Vincent jest znów u mnie... z naręczem zapomnianych "zabawek" :)
zaparzam herbatę i zapadam się w mój miękki fotel...
ufff... to był bardzo ciekawy weekend :)