Geoblog.pl    keyla    Podróże    Mi Viaje de Mexico... Muy Buena Viaje... :)    Itzaccihuatl wygrała...
Zwiń mapę
2009
01
gru

Itzaccihuatl wygrała...

 
Meksyk
Meksyk, México Distrito Federal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12165 km
 
Budzę się rano po niemal równie długiej ale spokojniejszej nieco nocy. Otwieram oczy… otwieram oczy, mówię… i nadal mam je niemal zamknięte… twarz napuchła mi tak, że chyba dobrze, że jej nie widzę…czuję, jakby mi ją ktoś obił porządnie czymś zdecydowanie twardym i dość ciężkim… szarość dookoła zadziwia bo przecież nie powinno mi się rzucić na postrzeganie kolorów i stopni jasności?... Piotr odchyla drzwi do namiotu i wówczas wszystko staje się klarowne… a raczej mleczne… otacza nas gęsty całun mgły w której gina nawet najbliższe krzaki… No to cudownie!...Kudłaty wstręciuch tarza się unurzanymi w pyle wulkanicznymi stópkami zostawiając szare ślady na tropiku znalezionym opodal… ubiję jak psa.., ukatrupię… wywalam gnidę najdalej jak się da od namiotu i kamieniami daję do zrozumienia żeby nie wracał nawet metr bliżej. Po chwili jednak ktoś nadchodzi. Nie Kudłaty… tym razem to pan strażnik Parku…. Zakutany w czapkę i kurtkę i szalik oznajmia nam: „załamanie pogody – nadchodzą dwa fronty burzowe, jeden z północy a drugi z zachodu… spotkają się tu, nad naszymi górami”… Z daleka słyszę donośne rzężenie Paskuda… ręce mi opadają… „Nie można wychodzić w góry bo teraz będzie mglisto a za dzień-dwa rozpęta się piekło”… acha… no to co nam zostaje? Chyba spakować się i wrócić… do miasta… Jestem lekko zobojętniała i lekko wściekła… Staję w prawdzie: góra mnie pokonała… ostatecznie i definitywnie… z niemałym problemem pakuję się, choć każdy ruch powoduje napływ bólu w czaszce. Chwilami mam wrażenie, że już nigdy nie będzie dobrze… W końcu udaje nam się wszystko pozbierać do kupy… Piotr wmusza we mnie trochę dżemu truskawkowego i trochę wody. Dziś przynajmniej chce mi się pić, wypijam trochę witamin i wody. Marzę o soku jabłkowym i coraz intensywniej o świeżym chlebku z chrupiącą skórką i masełkiem… i ciepłą herbatką… eeech… powoli znikamy we mgle i po kilku minutach już nie jesteśmy pewni drogi… Ale innej nie ma przecież!... po przejściu 8 kilometrów docieramy do schroniska numer 1. Tu nawet jest słonecznie, co odczuwam na twarzy nadal wyglądającej jak pomidor skrzyżowany z dynią. Łamanym hiszpańskim dowiadujemy się że dziś nie ma kolektywnych wanów, więc po jakimś czasie łapiemy się na taksówę do Amacamaca za jedyne 100 peso (czyli jakies 20zl) i tam już autobus do Meksyku. Jesteśmy z siebie bardzo dumni, bo dajemy sobie radę sami i nie musimy prosić o pomoc rodziny Piotra! Ha! Głowa boli jakby mniej – może to gęstsze powietrze i niższa wysokość? Autobus mamy niemal zaraz… do Meksyku docieramy po godzince może… i tam mamy ciekawostkę lokalną – przejażdżkę tutejszym metrem. Jest faktycznie folklor… a każdej stacji wsiadają różni akwizytorzy sprzedający a to czekoladę amerykańską, a to meksykańską, a to gumki, a to płyty, a to żelki, a to inne cuda… Metro Meksykańskie kosztuje 2 peso, czyli jakieś 40 groszy i jak się raz wsiądzie to przesiadać się można do woli bez dopłacania.. rewelacja? Pewnie :) Ciekawostką jest też i to, że stacje są nie tylko spisane ale też przedstawione obrazkowo – bo sporo osób nie potrafi tu czytać ani pisać, więc mają swój komiks gdzie i jak wysiadać. W ciągu dnia metro nie straszy aż tak jak mówili Kasia i Gerardo – może wieczory i noce są takie niebezpieczne? Przed dotarciem do konsultorium kupujemy sobie jeszcze po dużym soku: ja arbuz z pomarańczami a Piotr papaya con naranjas con miel (czyli papaja z pomarańczami i miodem) – jego przysmak… dumni i pewni siebie docieramy do „domu”. Ja dostaję od razu kulki na poparzoną gębę i bolącą głowę oraz tłuszcz kokosowy na twarz… idziemy coś zjeść w ramach obiadu choć ja wolałabym nie… Ale nie wyłamuję się – idziemy. Staram się nie wąchać zapachów wydobywających się z kuchni – zamawiam ryż i jajko – neutralnie, mam nadzieję, że się przyjmie, choć pewności nie mam :)
Popołudnie mija zadziwiająco szybko i postanawiam wraz z Eriką i Juan Carlosem pojechać z nimi do domu i tam się przekimać i postanowić co dalej. Wróciliśmy dzień szybciej więc może by to jednak jakoś wykorzystać?... w głowie rodzi się cichy lecz bardzo mi miły plan…
Zanim docieramy do domu zwiedzamy jeszcze najstarszą dzielnicę meksyku – Coyotenes, dzielnicę Kojotów… Jest faktycznie klimatyczna…Wszystko przybrane już w świąteczne ozdoby, światełka, girlandy… jest park zielony z fontanną i ludzie niespiesznie spacerujący pomiędzy tym wszystkim…wraz z moimi gospodarzami snujemy się wraz ze wszystkimi a Nene szybciutko wyławia w tłumie swoją słabość – balony… tupta tam radośnie już oświadczając, że wszystkie te balony na kiju należą do niego… niestety tym razem rodzice nie ulegają zachciance młodego, co oczywiście kończy się draką… ale jakoś idziemy dalej… W domku dłubiemy w necie za informacjem ami o miejscach gdzie chcę na ten tydzień wyruszyć – czyli o okolicach Chihuahua oraz o Jaskini Jaskółek (cueva de las golondrinas)… tak, jednak postanowiłam tam jechać. Juan Carlom pomaga mi jak może i jakoś zbieramy wszystko do kupy. Wpadam na pomysł napisania do CS-owców z rejonu jaskini – może dadzą jakieś pomocne wskazówki? Piszę kilka maili, sprawdzamy autobusy – 1065 peso do Chihuahua… 200zlotch… dużo? Za 17 godzin jazdy? Wyjazd o 22.00 i na miejscu jestem dzień później o 15.30… wariactwo ale warto moim zdaniem. Zaczynam się naprawdę cieszyć z decyzji!. Dalsze bilety to 750 peso do San Luis Potosi (i stamad lokalnymi do Aquisimon) a potem 300 peso do Meksa znów… jest git… a co potem? Nie wiem :) i to jest najpiękniejsze!
Czuję zmęczenie… głowa w końcu nie boli. Kładę się spać i zasypiam jak kamień… jutro jadę dalej!!! Ha! To już postanowione! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017