Geoblog.pl    keyla    Podróże    Mi Viaje de Mexico... Muy Buena Viaje... :)    w Mieście Menonitów
Zwiń mapę
2009
04
gru

w Mieście Menonitów

 
Meksyk
Meksyk, Chihuahua
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13407 km
 
Dzisiejszy dzień okazuje się raczej niespieszny. Chyba potrzebny mi był taki mały „przystanek” pogoda kiepska więc postanawiam kanion przełożyć na później. Za to trafiam z Cristiną na jej zajęcia – tym razem ona jest nauczycielką – angielskiego w szkole podstawowej… trafiam na zajęcia klasy 4 chyba. Dzieciaki jak to dzieciaki – rozbrykane i ciekawskie, staję się wydarzeniem dnia dla nich i wypytują ciągle o mnie aż w końcu na przerwie otaczają mnie wianuszkiem i wypytują bezpośrednio jak zwykle w ogóle się nie przejmując że ja nie kleję nic po hiszpańsku…
Popołudniem pakujemy się do nieśmiertelnego garbusa wraz z Yannem – chłopakiem Cristiny, Ricardem od mustanga zwanym Tallo (Tajo) i jedziemy do miasta menonitów!!
Po dwóch godzinach z okładem, po kilkukrotnych problemach z odpaleniem auta i innych ciekawych przypadkach, jakoś docieramy. Ich miasteczko podzielone jest na sektory zwane Campo, ponumerowane i uczesane. Widać od razu, że to nie typowy meksykański zakątek. Jest juz w sumie zmierzch. Zimno i w związku z tym na ulicach pustki. Docieramy do ich wytwórni serów i tu wchodzimy w bezpośredni kontakt z tą odmienną cywilizacją. Faktycznie ubierają się jak ze sto lat temu niemal, panowie w spodniach na szelkach lub ewentualnie w normalnych jeansach z koszulami i nieodzownym kapeluszem, natomiast panie obowiązkowo w sukienkach do pół łydki, nagie nogi i pantofle (do roboty dopuszczalne są kalosze) oraz chusta na głowie…. Wszyscy jasnoskórzy, blond lub brązowo-włosi, niebieskoocy… mówiący śmiesznym niemiecko-podobnym językiem, używający hiszpańskiego sprawnie ale z wyraźnym obcym akcentem. Ich domy są uporządkowane, trawniki przystrzyżone, wszystko poukładane i nie ma tu miejsca na nieład czy przypadkowość czy też prowizorkę. Widać, że to germańskie dusze:)
Zatrzymujemy się jeszcze w otwartej przez nich restauracji na pizzę… jest pyszna i ogromniasta! Dookoła sporo tutejszych. Nie mogę się nadziwić ich strojom. A przede wszystkim temu, że przy przymrozkach wieczorno- nocnych kobiety i tak chodzą z gołymi łydkami i w pantoflach…
Sery robią pyszne – ponoć najlepsze w regionie i jedne z lepszych w Meksyku. Po spróbowaniu wiem już że dużo w tym z prawdy… ser podobny do żółtego, tylko sporo jaśniejszy – jest tym gatunkiem sera co się rozpływa w ustach… lekko słonawy… mmmm… pycha :)
Wracając po ciemku do domów zastanawiam się nad losem menonitów. Słabo znam ich historię więc o niej mogę gdybać. Zastanawia mnie jednak ich przyszłość… nie chcą się za bardzo mieszać z Meksykanami, stawiając na czystość swojej rasy… brzmi nacjonalistycznie? Pewnie – ale taka prawda. Dbają o to by ich lud i kultura nie zmieniły się ani o cal. A to powoduje oczywiście problemu chowu wsobnego – mutacji i chorób spowodowanych krzyżowaniem się w zbyt małej grupie…czy oni nie zdają sobie sprawy ze taka polityka doprowadzić ich może szybciej do zguby niż przetrwania?... zastanawiam się też jak często mają okazję wymienić krew z menonitami z innych stron świata… mam nadzieję że jakoś sobie radzą…
Po powrocie do domu postanawiam jeszcze odwiedzić Davida – siedzi w pracy i pewnie nie uda nam się już spotkać bo ja jutro na cały dzień w kanion uderzam… David jest barmanem – jedynie wieść że w barze dla gejów budzi moje lekkie zmieszanie… no dobrze – takie rzeczy też na świecie istnieją i nie należy się ich bać :) Knajpa okazuje się być ciekawie i dość nowocześnie urządzonym klubem muzycznym zimnym jak diabli (bo zima przecież) wypijam sok ananasowy i z godzinę gadam z Davidem i jego kumplem barmanem a potem zmywam się do domku – jutro autobus o 6 rano…
Gadam i tak do 1 w nocy z Cristiną i kładąc się spać wiem że znów nie będę wyspana…

Notka o Chihuahua:
Ponoć według rankingów meksykańskich jest to obecnie najbardziej niebezpieczne miejsce w całym kraju. Poziom przestępczości wyprzedza znacznie miasto Meksyk. Ciężko mi w to uwierzyć gdy patrzę na spokojne uliczki i przytulne w swym klimacie miasto. Całości informacji dopełniają mi jednak moi znajomi. Przestępczość tego miasta to nie taka normalna przestępczość jaką spotkać można na co dzień w chociażby Meksyku: nie ma tu Tylku napadów z bronią w reku, nikt nie zastrzeli przechodnia za to, że nie chciał oddać laptopa (historia prawdziwa z miasta Meksyk), nie ma rabunków i rozbojów. Jednak długim cieniem na bezpieczeństwie miasta kładą się rozrachunki tutejszych gangów. Nie są to jakieś uliczne młodociane grupy, ale zorganizowane mafie narkotykowe. Są dwie i tłuką się między sobą ile wlezie. Ostatni rok całe miasto było sterroryzowane bo ci postanowili strzelać do siebie na ulicach w biały dzień, a potem ktoś wpadł na genialny pomysł, że będą strzelać do wszystkich na ulicy po godzinie 20.00… No i mieszkańcy chcąc nie-chcąc musieli się w ta „godzinę policyjną” wpasować. Zamykano szkoły, sklepy, siłownie, kluby… prze niemal rok miasto musiało znosić dziury po kulach w swoich autach, trupy na ulicach i huk strzelaniny za oknem. Od kilku miesięcy (3-4) miasto znów zaczęło żyć. Chyba rząd w końcu przejął się trochę (bo to też turystyczny region)… Z tego co mi powiedziano mafie nadal walczą ze sobą ale wrócili do zabaw swoich do podziemia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017