Geoblog.pl    keyla    Podróże    Matros po Svalbardzku    Dzień pierwszy prawdziwej roboty
Zwiń mapę
2010
19
cze

Dzień pierwszy prawdziwej roboty

 
Norwegia
Norwegia, Isfjorden
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3102 km
 
Dziś tak naprawdę zaczyna się mój roboczy czas na Szpicu. Rano razem z tak zwanymi kalipsiakami (czyli tymi co do calypso chcą) uderzamy na market. Jest tam też załoga Gedanii i oczywiście – zabrakło chleba w buttikenie… my, wy, oni… wszyscy kupują zawrotne ilości. Ale co mi się podoba niesamowicie w tym miejscu? Że przyszedł pan i powiedział, że zaraz dopieką. No i dopiekli tych bochenków tak, żeby dla wszystkich - łącznie z mieszkańcami miasteczka - wystarczyło. Pakujemy się z tym wszystkim na taksówkę i jedziemy do naszej Taksówki. Upychamy zakupy skrzętnie. Potem czas na odkurzanie, tankowanie zbiorników z wodą, przemycie pokładu co sam kapitan Zwierz uczynił, oraz na prysznic. To przecież podstawa. Panowie zjedli we własnym zakresie ubitego świnięcia w postaci schaboszczaków, a ja ugotowałam sobie zupkę. Dziś była z warzyw śródziemnomorskich z dodatkiem kukurydzy, groszku zielonego tym razem i marchewki oraz z nudlami z zupki szybkiej. Pyszota, szczególnie gdy doprawiłam to ziołami wszelakimi i znów zieloną suszoną pietruszką… będzie jeszcze na jutro nawet! Ale!?!.... :)

Kwestia słówka „ALE?!?!...” wypowiadanego lekkim, nawet radosnym tonem z przeciągnięciem na pierwsze „A”… jest to wyraz aprobaty, zadowolenia i podkreślenia wagi wypowiedzi poprzedniego wypowiadającego się… skąd się to wzięło? Ano ja przyniosłam… a ja przyniosłam od pewnego Mikołaja, który jeszcze nie jest święty :)… i tak puszczone w obieg krąży to „Ale?!?!...” i ciekawe dokąd zawędruje…

Dziś dostałam drugie upomnienie. Że nie wstawiam zdjęć siebie i że te fiordy i fiordy w kółko. Zatem dobrze. Postaram się to naprawić. Na dobry poczatek uwieczniam nas i towarzyszkę „Gedanię” na kei oraz kilka innych scen z życia. Odwiedziny Królika z Krukiem (gdzie Królik to człowiek, a Kruk to pies)… Póki jeszcze nie ma znów bałaganu uwieczniam wnętrze Taksówki, łącznie z moim „pokojem” …
O ósmej wypływamy. Odbija najpierw Gedania a następnie my. Według ustaleń płyniemy razem. No i fajnie! Mamy jakieś 12 godzin rejsu.
No i teraz uwaga – moja pierwsza prawdziwa wachta. Zostaję poinstruowana co i jak działa, gdzie się naciska autopilota żeby spokojnie płynął dalej, kiedy się budzi Zwierza a kiedy nie no i tyle. Panowie grzecznościowo posiedzieli jeszcze ze mną chwilkę, po czym się zmyli do kojek. Zostałam. Sama. No, nie całkiem… moi dzieli podróżnicy i marynarze pełną gębą – czyli Kazimierz i Krówka – postanowili wachtować ze mną. No i dobrze. Przynajmniej nudno nie będzie. Najpierw pełni zapału wpatrujemy się dzielnie w oryzont i otoczenie. Aby niczego ani nikogo nie przegapić. Co prawda Kazimierz odkrył w sobie żyłkę pirata i widząc na horyzoncie Gedanię miał szczery zamiar ją złupić i zaabordować, ale jakoś z Krówką wybiłyśmy mu ten pomysł z głowy. Eh, dzika krew Kazimierza lekko mnie zdumiała – to zawsze było takie filozoficzne i lekko nostalgiczne stworzenie… :) ale co tam!
Po jakimś czasie zaczyna wiać nudą – nic się nie dzieje, moi żeglarze schowali się z zimna w kieszeń i chrapią cichcem, a ja nierozważnie zeżarłam kisielek słodkiej chwili (owoce leśne, mniam!) i wyżarłam do końca ponad pół pudełka pieczywa wasa. No no no… jeśli nie będę się pilnować to na tych wachtach się upasę a tego przecież absolunie nie chcę!
Jest pierwsza. Jeszcze dwie-trzy godzinki wachty. A potem zmiana ze Zwierzem i ja idę spać. Już nic nie jem. Tłumaczenie że tu inny wydatek energetyczny jakoś mnie nie przekonuje… wolę lekko niedojedzona chodzić niż potem spodni nie dopinać :P

Właśnie wychodzimy z Isfjordu. Jeden z większych na wyspie. Po mojej lewej i prawej stronie oraz za moimi plecami niekończące się pasma gór. Niezbyt wysokich, ale pooranych, pobrużdżonych, pełnych blizn. Okryte jeszcze dość szczelnie śnieżną pierzyną skrywają nagość jakby zawstydzone. Krajobraz jest monochromatyczny. Od kilku dni chmury szczelnie zamknęły niebo, wisząc niżej lub wyżej (ale i tak poniżej 1000m) i brakuje mi słońca. To trochę absurdalne może się wydawać. W miejscu, gdzie świeci to słońce 24 godziny na dobę a na dodatek zbliżamy się wielkimi krokami do jego najsilniejszego operowania… mnie brakuje słońca… Jest niemal ustawicznie 1-3 stopnie powyżej zera. I szarość. Temperatura nie przeszkadza. Jedynie szarość. Chociaż teraz, gdy przed oczami czarne zobacz gór poprzecinanie bielą śnieżnych kubraczków, robi się dwukolorowo… i aż dziwne może, że tak surowy krajobraz naturalnie ograniczony do dwóch kontrastowych braw, jest jednocześnie tak piękny i pełen trójwymiarowości… emanuje spokojem i ciszą… gdyby nie huczący silnik było by idealnie… chwila ta byłaby niemal doskonale piękna… a tak wyobrażam sobie, że taka jest i to nawet pomaga :)

W końcu zmieniam się ze Zwierzem. Zasypiam dość szybko… odpływam w sen o polarnych niedźwiedziach…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (33)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
gag
gag - 2010-06-23 21:42
nieładnie panno załogantko, na wachcie się nie śpi ;)
 
BPE
BPE - 2010-06-24 10:04
co prawda - to prawda. A kapitan na to pozwolił ?
 
keyla
keyla - 2010-06-25 17:16
oj tam oj tam... :) Kapitan smacznie w koi swojej spal :)
 
gag
gag - 2010-06-25 18:33
eee.. wydawało Ci się Kapitan nigdy nie śpi on zawsze na "stendbaju"... Zwierz zwłaszcza ;)
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017