Geoblog.pl    keyla    Podróże    Matros po Svalbardzku    ÅšpiewajÄ…cy maszt
Zwiń mapę
2010
24
cze

ÅšpiewajÄ…cy maszt

 
Svalbard
Svalbard, Colesbukta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3560 km
 
Armator zdania nie zmienił. Przysłał jedynie wytyczne jak zaparkować Taksówkę w Colesbukcie. No trudno. Nie byłam tam, może będzie fajnie? Opuszczona osada rosyjskich górników i dzikie doliny górskie oraz góry same w sobie – powoli myślę, że nie będzie źle…
Obudzono mnie po szaleńczych siedmiu godzinach snu. Jest piękna, słoneczna pogoda… Wcinam śniadanie – też wykwintnie – resztki starego mniej udanego ciasta oraz jogurt o smaku maliny moroszki… do tego ciepła herbatka i jest fantastycznie! Na deser jabłko. Wygrzewam się w słońcu na niemal nieruchomej tafli wody. Jest wspaniale… Ośnieżone szczyty po obu stronach fiordu mienią się złoto i srebrzyście w słońcu, a ja osłonięta od najdrobniejszego nawet wiatru rozpinam bluzę po bluzie i wygrzewam się niczym jaszczurka chcąca naładować baterie. Aż mruczeć mi się chce z zadowolenia. W przypływie tego szczęścia wyciągam coś na specjalne okazje, czyli arbuza (arbuz mieszka w letniej lodówce, czyli w dużej kuwecie wrzuconej do schowka pod pokładem blisko linii wody, więc o odpowiednio niskiej temperaturze)… siadam z ukontentowaniem na pokładzie, niemal roznegliżowana bo jedynie w bluzie termo-aktywnej z narzuconym windstoperkiem i wbijam się w soczysty, słodki owoc… mam swój mały tropikalny niemal zakątek pośród tych lodowych przestrzeni. Jest mi po prostu dobrze… ściągam okulary i z zamkniętymi oczami wystawiam się do słońca… grzeje niczym na naszych łąkach latem…mmm… od czasu do czasu leniwie sprawdzam czy idziemy po kursie i czy nie ma żadnych graulersów i innych przeszkadzajek na horyzoncie… tak to ja mogę pracować… :)
Około południa zgodnie z umową budzę Zwierza – trza wybrać nowy kierunek i to on musi poprowadzić Taksówke. Do tej nieszczęsnej Colesbukty. Docieramy na miejsce opisane przez Armatora jako miejsce do parkowania. Chmury zasłoniły słońce i zrobiło się zimno. Po zaparkowaniu szybko orientujemy się (a w sumie to ja się orientuję), że nie możemy tu zostać. TU oznacza resztki nie połączonego już z lądem pomostu, który kiedyś tu był. W chwili obecnej stanowi on miejsce lęgowe kolonii ptasiej, widać sporo gniazd bernikli białolicej, dostrzegam też puszyste kulki młodziutkich mew. Odpłynięcie zajmuje nam chwilę i mam tylko nadzieję, że nie na tyle długą, aby jajka na gniazdach wychłodziły się. To już teren zaanektowany przez przyrodę, a w tej sytuacji podlegający ochronie tak jak i ptaki na nim gniazdujące… wycofujemy się i po kilku okrążeniach i rozmowach z Armatorem stajemy na kotwicy. I dobrze. Miejsce intryguje… Colesbukta to opuszczona niewielka osada górnicza, gdzie samotność i upadek wyziera z każdego kąta… zrujnowane domy, niemal porzucone w pośpiechu… przez dziury w ścianach lub wolne przestrzenie po ścianach widać nadal stojące krzesła i inne statki domowe… powybijane okna straszą w niezliczonych okiennicach sporych budynków, jak i małych przycupniętych chatek. Zgliszcza w kilku miejscach i zwietrzałe fundamenty w kolejnych świadczą o tym, że kiedyś było tu więcej zabudowań… przez lornetkę widać ciągnące się kilometrami tory wąskotorowe, osłonięte równie długim i drewnianym tunelem (!!!)… smutek… oto czym dla mnie emanuje to miejsce… smutek opuszczonego miasteczka-widmo… a w dali, za tym smutkiem rozległa, przebijająca się powoli kolorami dolina górska… czuję zew aby się w nią wybrać… czuję potrzebę aby pójść i ją zobaczyć… mam nadzieję, że się uda…
Siedzę na pokładzie w pobliżu tylnego masztu zwanego bezanem. Do moich uszu dobiega muzyka… z martwego miasta?... pierwsza myśl… po chwili dowiaduję się, że to Eltanka śpiewa… nuci w sumie nawet bardziej… Maszt bezanowy śpiewa… taka morski flecik… zdumiewa złożonością melodyczną i rozpiętością tonów… smętna, tęskna melodia, ciągnąca się bez powtórek… zdecydowanie d molowej tonacji:)… wsłuchuję się zachwycona i zastanawiam czemu wcześniej tego nie słyszałam… A, bo Eltanka nie zawsze śpiewa… zaczynam inaczej postrzegać ten biedny, obdarty jacht… zaczynam go szanować… cieszę się, że nuci dla mnie swoje nostalgiczne pieśni… pieśni jachtu zmęczonego życiem…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (36)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2010-07-13 12:03
Podeslij tu troszkę tego sniegu i lodu - bo się powoli roztapiamy.....gorzej niż w Afryce !!!
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6