Geoblog.pl    keyla    Podróże    Matros po Svalbardzku    Wieczór spotkań
Zwiń mapę
2010
26
cze

Wieczór spotkań

 
Svalbard
Svalbard, Longyearbyen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3579 km
 
Budzik zadzwonił o ósmej. Przez pół godziny drzemałam troszkę. Potem przyszedł etap gapienia się w sufit, czytania, czekania aż może Zwierz się obudzi. Po jedenastej poddałam się. Wstałam pokrzykując w kierunku gawry że już późno. Zrobiłam herbatę dla siebie i kawę dla Zwierza. Włączam muzykę i siadam w słońcu południa. Na zewnątrz jest znacznie cieplej niż wewnątrz. Herbata smakuje wybornie, chociaż znów czuję to samo rozdarcie co wczoraj. Nic się nie dzieje. Siedzę uwiązana. Czy ja popadam w jakiś obłęd?... Maszt nuci cichutko melodie zgrywające się ze stanem duszy… tęsknie, choć do końca nie wiem za czym…
W końcu opuszczamy na jakiś czas blaszaną puszkę. Idziemy na miasto. Wiem, to nie to samo co wyjść w dzicz, ale ja i tak się cieszę, że cokolwiek się zaczyna dziać. Jest sobota. Naszym środniem komunikacji miejskiej zostaje ponton. Stacja zamknięta, więc paliwa nie kupimy. Jeden z planowanych punktów dnia odpada. Trudno – poradzimy sobie bez benzynki! Zakupy wypadają zdecydowanie pomyślnie, na tak zwanych „odpadkach” znajdujemy spore opakowania pomarańczy za 10koron… czemu są na odpadkach? Nie mam pojęcia – są całe, zdrowe i oprócz tego że może nie są idealnie okrągłe to nic im nie brakuje… ale oni tu też dojrzałe banany wyrzucają bo dla nich dobre to te co są zielone…jabłka, które mają zniekształcone parchami skórki – i które my uznajemy za najlepsze bo nie pryskane – oni wywalają na „odpadki” właśnie… dziwni są ale dla nas lepiej. Cena tych odpadkowych jest często wielokroć niższa niż tych normalnych. Obławiamy się i pod sklepem się rozchodzimy. Zwierz do pontonu i z zakupami do domu, a ja na herbatkę:) ale tym razem nie do Ilony, tylko do Kamili :) A co! Herbatka lekko się przeciąga i koniec końców na umówione z Królikiem spotkanie idziemy razem. Dziś dzień pieczenia szarlotki! Obiecałam jakiś czas temu i jak słowo się rzekło tak kobyłka u płota w końcu stanąć musi… Robota idzie sprawnie i po godzinie z rozgrzanego piekarnika dochodzi cudowny, słodki zapach ciasta… już wiem, że się uda – jeśli tylko nie spali się będzie pyszna… rozmawiamy, zapełniam wolne przestrzeni królikowego dysku na laptopie muzyką aż ciacho jest gotowe. Ale żeby nie było po kaszubsku to najpierw grzecznie zjadamy kolację, a dopiero na deser szarlotka ciepła jeszcze z lodami…. Mmm… wyszła pyszna…
W końcu czas do domu. Jest północ. Ale grzecznościowo zaglądamy jeszcze na „Berga” bo dziś zaczyna się u nich zmiana załogi. Trzeba pożegnać się z kolejnymi morskimi znajomkami… pożegnanie kończy się o szóstej odprowadzeniem chłopaków na autobus :) Pożegnanie było jak trzeba…dyskusje były, śpiewy były, śmiechy były… ostatecznie w pełnym porannym słońcu wracamy do siebie i odpalamy silnik. Czas do Colesbukty nam. Jutro spacer po opuszczonej osadzie i okolicach, a potem kolejni goście na pokładzie…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017