Geoblog.pl    keyla    Podróże    Matros po Svalbardzku    Szarlotka w wersji 2.0
Zwiń mapę
2010
02
lip

Szarlotka w wersji 2.0

 
Svalbard
Svalbard, Longyearbyen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3827 km
 
Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona pod Longier. Brutalnie i kazano mi gadać po angielsku… matuchno, tak przez sen?... ale dałam radę – dyskusja na temat miejsca w porcie zakończyła się staniem na kotwicy. Przynajmniej do południa a potem się zobaczy. Odpływam w niebyt po raz kolejny. O jedenastej kolejny atak na moje senne majaki zerwał delikatną nić snutych w mojej głowie historii. Zostałam doprowadzona do pionu – czas na miasto załatwiać sprawunki. Pontonem dobiliśmy do pustego nabrzeża i od razu z portowym zarządcą dogadaliśmy się o miejsce. Na wypatrzoną przez nas pozycję dokładnie pięć minut później przybija biały, piękny jacht. Zostaje jedno wolne miejsce. Wyładowane kanistry zalegają na kei, a Zwierz wskakuje w ponton i śmiga po Taksówkę – ruchu w sumie przecież tu nie ma jak na parkingu w centrum miasta, ale na wszelki wypadek…:) Ja zanoszę pierwszą partię kanistrów na pożyczony wózek. Zdążyłam złapać dwa i postawić je na platformie. Z białego jachtu wyskoczyli dżentelmeni sztuk trzy i chwyciwszy kanistry poustawiali je obok dwóch przyniesionych przeze mnie. Ooo… miło. Zagadujemy się nawzajem. Gdy dowiadują się, że jestem z Polski uśmiechają się i mówią: „o, kolejna osoba z Polski!” … no tak, Gedania dopiero co tu była! Za to dżentelmeni okazują się być Szkotami! No tak, jak mogłam nie rozpoznać od razu tego niesamowitego akcentu! Moja odpowiedź jest natychmiastowa i niekontrolowana: „you are from Scotland? Bro!” (bro – szkockie słowo odpowiadające naszemu fajnie, dobrze, odnoszące się do wszystkiego co się nam podoba). Zaowocowało to szerokimi uśmiechami i rozmową na temat Szkocji i moich w niej wizyt. W końcu panowie idą w swoją stronę, a ja czekam na Taksówkę. W końcu się zjawia i parkuje z rozmachem po swojemu. Na szpring dziobowy i dociąganie rufy silnikiem. Styl rybaka ze Szwecji. Oczywiście – Szkoci parkowali „po staremu”, czyli wyciągając na cumach w kilka osób. Dla mnie bomba – ruch, praca fizyczna i taki stary tradycjonalizm… Zwierz jest odmiennego zdania, co kończy się długą dyskusją na temat umiejętności, umiłowania sobie wysiłku fizycznego, lenistwa i guzikologii stosownej obecnie podczas pływania jachtami. Dyskusja oczywiście nie zaprowadziła do nikąd. Z natury nie lubiący wysiłku fizycznego Zwierz nie potrafił ogarnąć że inni tak chcą właśnie żeglować – męcząc się, ciągnąc liny i inne takie, a ja natomiast nie byłam w stanie zaakceptować faktu, że on nie potrafi zrozumieć mojego punktu widzenia. Nic to. Wyruszamy na miasto załatwiać sprawunki. I oczywiście spotkać się z Ilonką! Ponieważ spotkaliśmy jeszcze jednego ostańca po zmianie gedaniowej i panowie pogrążyli się w dyskusji, korzystamy z okazji i rejterujemy na prywatne, babskie pogaduchy:) Czas mija spokojnie. Spotkanie kończy się herbatką na Taksówce i wizytą „na dzień dobry” Królika. Tu z kolei pada pomysł wieczornej wspólnej kolacji. Propozycja została jednogłośnie przyjęta a ja zostałam mianowana mistrzem kuchenny ceremonii… przed dziewiątą wraz z Ilonką lądujemy u Królika i zaczyna się wielkie gotowanie i pieczenie oraz wielka wyżerka w następstwie tegoż. Na główne danie zaserwowany został makaron z czosnkiem, zielonym pesto i fetą oraz czerwone, wytrawne wino. Na deser podana została szarlotka z lodami waniliowymi lub sosem waniliowym do wyboru oraz czerwone, wytrawne wino lub herbata/kawa do wyboru… Zastanawiam się czy Królik nie będzie miał dość szarlotki na resztę swojego pobytu w tym miejscu, ale umawiamy się tak, że po pierwsze zabierzemy trochę szarlotki od niego aby nie walczył już z niemal całą blachą samotnie, a po drugie, że następne ciasto robi on:) i różnorodność deserowa uratowana! wieczór szybko przeszedł w noc, choć nawet nie zauważyliśmy, bo wciąż tak jasno… Dziś wszyscy mamy relaks… w dobrym towarzystwie i z dobrym jedzonkiem… Do domu (czyli na Taksówkę, o matuchno… kiedy ja zaczęłam myśleć w ten sposób???) wracamy około drugiej. Obejrzeliśmy ciekawy koncert jazzowy (choć ja nie lubię koncertów oglądać – wolę słuchać) i niektóre jego fragmenty nadal krążą gdzieś pomiędzy skradającymi się coraz bardziej zdecydowanie sennymi majakami. Zasypiam po trzeciej i dopadają mnie zarówno jedne jak i drugie…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017