Geoblog.pl    keyla    Podróże    Matros po Svalbardzku    Cały dzień w trasie
Zwiń mapę
2010
06
lip

Cały dzień w trasie

 
Svalbard
Svalbard, Longyearbyen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4113 km
 
Przelot z Hornsundu do Longier zajmuje jakby nie patrzeć niemal dobę. Jeśli wypłynęliśmy około północy, to na wieczór dnia następnego będziemy na miejscu. Zwierz litościwie pozwolił mi spać do 9… w sumie chyba wyjścia innego nie miał bo aż do tego czasu towarzyszył nam nieodzowny od kilku dni pak lodowy. Niesamowite – tyle czasu pośród lodowych brył unoszonych przez wodę niewiadomo dokąd… Skąd aż tyle się ich wzięło, że trzy dni spędziliśmy pośród nich? Czy to jeden lodowiec tak obficie posypał się czy też kilka? I skąd zdryfowały te przerośnięte kostki do drinków? Przejmuję wachtę spokojnie. W sumie nuda. Ugotowałam zupę pomidorową pamiętając o wskazówkach lekarskich jakich udzielono mi przez internet w stacji: pij sok pomidorowy i pilnuj elektrolitów (cokolwiek by to znaczyło i jakkolwiek miałam ich pilnować). Zupa takowa z ryżem powinna być dobra dla mojego lekko udręczonego przewodu pokarmowego. Zaparzam sobie herbatę. Na jedzenie nawet nie mam ochoty. Piekę też ciasto. Tym razem cytrynowe ze skórką z pomarańczy. A co tam – jak szaleć to szaleć :) wychodzi nadspodziewanie ładnie: wyrośnięte, zarumienione, pachnące… na spróbowanie zjadam piętkę. Jest dobrze… mogę zostawić je na stole :)
Wachta mija niepostrzeżenie… godzina za godziną… Nic się nie dzieje… tak zwana nuda mnie dopada, ale nie bardzo mam jak jej zaradzić… słońce przygrzewa radośnie, siedzę w samym polarku… Hawaje jakieś, czy co?...
Dwie godziny później siedzę bez polarka, w samej bluzce. Jest pewnie ponad 15 stopni… upał… dobrze, że po wychyleniu się z kokpitu można się trochę schłodzić wiatrem… rejs jest senny i spokojny… nic a nic się nie dzieje… nawet herbaty mi się nie chce iść zrobić… wygrzewam się w słońcu leniwie… żołądek trochę burczy po zjedzonym obiedzie, ale jak na razie pomidorówka nie wybrała wolności ani jedną a ni drugą stroną… idzie ku dobremu :) Longier coraz bliżej, i coraz bliżej też przeładunek gości i kolejna trasa… tym razem w głąb Isfjordu… ale zanim tam dotrzemy jeszcze pewnie wiele może się wydarzyć :)

Dużo się nie wydarzyło. Po dziesiątej byliśmy na miejscu. Pożegnaliśmy się z jednymi i przywitaliśmy z następnymi gośćmi. Tym razem będzie kurs w głąb Isfjordu, do miejsca zwanego Petuniabukta. Fajnie. Okazuje się, że oprócz czterech osób mamy do przetransportowania jeszcze co najmniej tonę żarcia i sprzętu. O, to teraz robimy także za taxi bagażowe? :) Ponieważ dzięki uprzejmości zarządcy portu przybiliśmy do nabrzeża załadunek stał się możliwy. Część jachtowa portu zapełniona, a wręcz przepełniona. Udostępniono nam jakąś taką część chyba bardziej „coastguardową” – po drugiej stronie portu, na miękkim bujającym się pomoście. I gites! Byle dało się załadunek wykonać! Załądunek udaje się nam świetnie – upychamy maszynkę sterową po brzegi, załadowany mamy pokład niemal całego dziobu, pokład na rufie i jedną calusieńką koję oraz podłogę w części sypialnej. Mysz ani igła się nie przecisną. Mamy bardzo ciekawy ładunek: od jajek, poprzez kapustę, sery, napoje, spożywkę wszelaką, oraz poprzez kanistry z benzyną i butle z gazem, namioty, łóżka, krzesła i kozę wraz z orurowaniem, na stole i dwóch silnikach skończywszy… Nikt z nas nie jest w stanie stwierdzić jakim cudem to wszystko na nieszczęsną Taksówkę się zmieściło. Mam wrażenie, że otworzyliśmy jakiś dodatkowy wymiar tego statku i to właśnie pozwoliło nam na całą tą zabawę. Załadunek trwał do czwartej. Ja znów podciągnęłam swoje umiejętności w żywnościowym tetris i zostałam tetricznym szeficzkiem po raz kolejny:) trza ćwiczyć przecież! Przed piątą padam jak kawka. Miałam zamiar iść pod prysznic, ale zamiar ten przełożyłam na rano, przed wypłynięciem. Słyszę, że Zwierz coś mi jeszcze mówi, ale jedyne co jestem w stanie odpowiedzieć to na wpół przytomne „mhhhmmmmm…” i na tym dzień mój ostatecznie się kończy… po 20 godzinach pracy – w sumie dziś zdecydowanie ciężkiej fizycznej pracy…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
koya
koya - 2010-07-12 00:55
moze jakies fotki ?
swietnie piszesz , ale fotografujesz rownie fajnie :)
pozdrawiam
 
keyla
keyla - 2010-07-12 01:34
chcialabym dodac bo mam nawet gotowe i przygotowane i czekajace... ale tu przesyl jest tak slaby ze sie wiesza... :( dodaje jak moge na przyklad w Hornsundzie... a potem to chyba dopiero w domku, niestety... chyba ze gdzie dobrze dzialajacy net znajde :) pozdrawiam z moich chłodnych 10 stopni celcjusza :D
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017