Geoblog.pl    keyla    Podróże    Z lotu ptaka    Pierwsze koty za płoty :)
Zwiń mapę
2012
21
mar

Pierwsze koty za płoty :)

 
Włochy
Włochy, Bassano del Grappa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1193 km
 
Dojechaliśmy o 6 rano. Niemal całą drogę spałam zawinięta w śpiworek i było i wspaniale. Nawet niewygody busa niknęły gdzieś w obietnicy, jaką dawał każdy pokonany kilometr. Kemping zamknięty. Ja wyspana i rozbudzona. Podziwiam dopijając jeszcze ciepłą herbatę z cytryną i miodem piękny wschód słońca, które zza odległych gór wychylało się coraz śmielej topiąc wszystko w złotych czerwieniach i pomarańczach. Uśmiech sam pojawia się na twarzy i pewność, że będzie to wspaniały wyjazd. Wszyscy idą spać. A ja nie chcę spać! Ubrałam się zatem i na spacer. Poszłam w głąb dolinki kusząco zawijaącej się pomiędzy dwa szczyty. Dość szybko docieram do kapliczki. Pavel się śmiał że to kapliczka Matki Boskiej od Paralotniarzy. Ale pewnie coś w tym jest. Odpalam jedną ze świeczek leżących i czekających na jakąś intencję. I oto ja mam jedną: „oby loty były piękne i bezpieczne”… płomyk drga lekko ale pewnie stapia wosk ściekający jednostajnie bokiem. Oby ta intencja została wysłuchana – szczególnie jeśli chodzi o tą drugą część! Rozmawiam jeszcze chwilę z figurką zatroskanym wzrokiem patrzącą gdzieś pod swoje stopy. Czas iść dalej. Przemierzam krainę pełną tajemniczych jaskiń, wyschniętego koryta rzeki, kwitnących wszędzie kwiatów i rozśpiewanych na potęgę ptaków. Są ściany z linami dla śmiałków wspinaczy. Jest błogość i spokój budzącego się dnia. Jest pięknie. Obserwuję jak linia mroku i jasności przesuwa się coraz niżej i niżej, rozświetlając coraz to więcej mojej dolinki. Docieram do końca dolinki i pośród tego naturlnego wiosennego piękna coś mocno przykuwa moją uwagę. To niebieska plama na skale dokładnie na końcu dolinki. Zdziwiona podchodzę jeszcze kawałek w jej stronę i oczom moim ukazuje się niebiesko wymalowany prostokąt wycięty w skale, obramowany czerwono a w środku wklejone złote popiersie umęczonego Jezusa. Myślę sobie, że tu mają chyba jeszcze większego chopla na punkcie kapliczek i „świetych miejsc” niż u nas w Polsce… Wracam w końcu do aut. Spotykam już pierwszych turystów i spacerowiczów, z którymi wymieniamy grzecznościowe „bon dziorno” i raz domyślam się z intonacji i gestykulacji, że zadziwieni są moim tak wczesnym powrotem z gór. Spacer całościowo zajmuje mi prawie dwie godziny. Zjadam już w towarzystwie śniadanie i nadchodzi czas, gdy Włosi w końcu otwierają kemping! Montujemy się, rozkładamy i potem sama logistyka i sprawy organizacyjne. Dochodzi południe gdy podekscytowaną i coraz bardziej rozognioną grupę parszywej trzynastki wywożą na startowisko. Jest pięknie. Słońce, ciepło i napięcie przed lotem. Startujemy jeden za drugim… staramy się sobie pomagać nawzajem. Każdy chce podzielić się swoimi niepewnościami (no, może każdy… jest dwóch czy trzech takich do już dużo latają i oni nie czują takiej potrzeby). Pierwszy start. Poszło ładnie. Przestrzeń, która obejmuje mnie i otula szczelnie wypełniać zaczyna także wnętrze. Czuję się wolna i tak pełna możliwości. Zupełnie jak otwartość dookoła. Omijam zakazaną chałupę sokolników żeby nie płoszyć ptaków. Zakręt w prawo i zaczyna się poszukiwanie noszeń. Idzie mi marnie. Wciąż słyszę uporczywe brzęczenie wariometru złośliwie szydzącego… w dół, w dół, w dół… No cóż… trzeba przełknąć tą żabę i zabierać się do lądowiska. Smutna i trochę zawiedziona zaplanowuję się na ogromnym terenie do lądowań. Poszło gładko. Żalę się Pavlowi a on mówi, że mam się nie martwić! Że będzie lepiej i że czasem tak jest, że jest latanie, a ktoś się nie wstrzeli. Bywa… taaa… jedziemy na start. Drugie podejście. Znów omijam, pełna zachwytu nad zagarniającą mnie przestrzeną, sokolników i trzymam się ciaśniej krawędzi. Działa! Słyszę teraz tak upragnione delikatne i dźwięczne „w górę, w górę, w górę…” i jest pierwsza setka w górę… drugie noszenie, już w kręconym kominie i jest druga setka… szukam, myszkuję w tym powietrzu i ani się obejrzę a mam już 700m nad start. Jest pęknie. Zza horyzontu za moimi górami wyłaniają się ośnieżone szczyty. Pewnie jakieś Alpy?:) Widok jest niesamowity. Nie dość, że domy w dole są jak główki od zapałek, to jeszcze widzę sporo skrzydeł pode mną i jakiegoś przelatującego pod moimi nogami ptaka… niemiłym i działającym mi na nerwy oraz powodującym ustawiczne napięcie mięśni brzucha jest fakt, że termika jest nierówna i szarpie. Chwilami nawet bardzo. Muszę mocno pracować sterówkami, hamować skrzydło i je odpuszczać a ono i tak szarpie. Ze dwa razy nawet lekko mi podwinęło prawą końcówkę. Nie podoba mi się to coraz bardziej. Po czterdziestu minutach mam dość. Idę do lądowiska. Wiem, że na początek to i tak dużo.Lądowanie pierwsza klasa. Jestem szczęśliwa. Inni może latali i latają nadal dłużej, ale mi na dziś to całkowicie wystarczy. Jestem spełniona i muszę oswoić ciało z tym szarpaniem. Żeby przestało być tak nieznośne dla mnie… inaczej będzie katastrofa i zatrzymam się na etapie zlotów w spokojnym wieczornym wyciszonym powietrzu:) Ale to też bardzo miłe!
Wracamy na kemping. Zdrowa i pyyszna obiado-kolacja (kuskus z gorącymi kubkami) i plany na jutro. Teraz czas na winko w dobrej, lokalnej pizzerii. Zatem czas kończyć nadawanie i spełnic obywatelski obowiązek integrowania się. Ahoj, jak to mówia nasi czescy instruktorzy :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2012-03-22 08:38
czekamy na dalszą relację (tą najciekawsza część).....i te zdjecia !
Tak przy okazji - zazdroszcze tym, którzy potrafią sie wyspac w podrózy....ja nigdy nie mogłam oka zmruzyć.......przez to zawsze byłam nieprzytomna jak gdzieś dojechałam.....
 
zula
zula - 2012-03-31 18:41
Bardzo podoba mi się wpis - obrazowy i oddający atmosferę dnia, dziękuję i pozdrawiam
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017