Geoblog.pl    keyla    Podróże    Sny czasem się spełniają... mam nadzieję...    Dom...
Zwiń mapę
2014
26
lip

Dom...

 
Polska
Polska, Gdynia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3644 km
 
Tak jak przypuszczałam, spotkanie popłynęło. Daleko w noc i na szerokie wody mętnych i pełnych zawirowań dyskusji… Na oceany myśli tak bezkresnych, gdzie prądy rozumowań potrafiły zdryfować najtęższą nawet łódź… O trzeciej nad ranem ostatecznie wszyscy żeglarze odpłynęli… Odetchnęłam i też mogłam się położyć. Trzeba było się wyspać bo czekał mnie cały dzień za kółkiem. Ale było to tak wspaniałe spotkanie… Dominik oczywiście zaprosił kogo się dało, aby mieć pewność, że atrakcji i tematów do rozmów nam nie zabraknie. Wspaniały gospodarz…

Poranek piękny i lekko senny. Wyspałam się na kawałku kanapy. Jest dość wcześnie. Dziewiąta zaledwie. Wszyscy śpią. Siadam sobie spokojnie. Dość szybko zaczynają się budzić inni biesiadnicy. Ponieważ mieszkanie Dominika charakteryzuje się kompletnym brakiem czegokolwiek ułatwiającego funkcjonowanie, schodzę do auta po czajnik elektryczny, nóż, menażki i inne takie. Szczęśliwie choć kuchenka jest. Po drodze jeszcze jakieś zakupy. W końcu ktoś musi zrobić tą jajecznicę! Kuchnia jak zawsze staje się przytulnym zakątkiem do prowadzenia rozmów niedokończonych, popijania wody i herbaty oraz do planowania dalszej części dnia. W powietrzu dość szybko unosi się aromatyczny zapach jajecznicy na maśle… do tego świeży chleb, herbata z miodem i cytryną… wspaniale – śniadanie idealne! Jednak myśl o tym, że już jutro, a w sumie dziś wieczorem będę mogła napić się pysznej herbaty w swoim ulubionym kubku i z wody, która smakuje znacznie lepiej niż ta w tutejszych kranach, jest budująca. Nigdy nie lubiłam powrotów. One tak ostatecznie zamykają podróż. Odcinają od tego, co przez dni czy tygodnie napędzało… Jednak te drobnostki, które stanowią o smaku naszego życia na miejscu, często osładzają koniec podróży.

Rozejście się w swoje strony zajmuje sporo czasu. Ale w końcu się udaje. Dominik swoim autem prowadzi nas do domu swoich rodziców – tam czeka zapomniane radio. W końcu to ono stało się przyczynkiem do całego minionego spotkania. Nie może być tak, że byśmy teraz o nim zapomnieli. Jednak zanim dotrzemy do rodziców i radia, zatrzymujemy się jeszcze nad zalewowym jeziorkiem. To zalana kopalnia zamieniona w przyrodniczy zakątek Śląska, do którego ściągają ludzie jak pszczoły do miodu. Jedno z Pogorii. Nie wiem czemu nie nadali im innych nazw, tylko wszystkie są Pogoriami, ponumerowanymi od jednego do czterech… Zabrakło im kreatywności czy jak? Brzeg jest pprzyjemnie piaszczysty. Woda cudownie orzeźwiająca. Cóż, strój kąpielowy gdzieś zakopany. Zatem za pomocą Dżeja stojącego bliżej auta zdobywam swój ręcznik, a potem w gaciach i staniku (w końcu zasłaniają co trzeba!) zanurzam się w przyjemny mokry chłód. Jest bosko. Niewyspanie znika jak ręką odjął. Czuję się bosko. Teraz wiem, że spokojnie dojadę do domu… U Dominika jeszcze grzecznościowa herbata i można naprawdę zacząć ostatnią prostą tej podróży. Powoli czas na podsumowania…

Dżeju znaczną część, szczególnie w pierwszym etapie podróży przesypia. Nie dziwię się – dość intensywnie uczestniczył w dyskusjach i na pewno zmogły go one i potrzeba ich odespania jest silniejsza. Jadę, dzwonię do rodziny i znajomych – odmeldowuje się w kraju. Czas mija szybko, droga ciut wolniej. Ale mam czas na przemyślenia. Na podsumowanie. Jeszcze nie wszystko się w głowie poukładało. Jeszcze chwila na to potrzebna. Jak zawsze smutek miesza się z radością, dając jedyną w swoim rodzaju mieszankę emocjonalną. Jakbym tańczyła na parkiecie swoich uczuć. Krok w lewo, krok w prawo, dwa w przód i trzy w tył… Dom coraz bliżej. Lawenda i sen o smoku, góry i poznaczone długimi cieniami doliny – to wszystko coraz bardziej za mną. Dobrze to czy źle? Mam nadzieję, że tak naprawdę nic nie jet za mną. Że te wspaniałe rzeczy, miejsca, doznania i emocje, których doświadczyłam, pozostaną ze mną – we mnie. Będą kolejną cegiełką budującą moją osobowość. Będą pięknymi, magicznymi wspomnieniami, obrazami, które nie zblakną.

Droga mija coraz szybciej… Kwadrans po osiemnastej, dokładnie dwa tygodnie od wyruszenia z Gdyni jestem znów pod drzwiami swojego domu… Jakież to zdumiewające - pożegnać się z Dżejem i wiedzieć, że nie zobaczę go jutro rano na śniadaniu... Znów trzeba będzie się przyzwyczajać do codzienności. Przyjechaliśmy jakieś pięć tysięcy kilometrów łącznie. To był wspaniały czas. Siadam na swojej kanapie. W moim ulubionym kubku paruje moja ulubiona herbata…

Oto kończy się kolejna historia…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2014-08-15 08:53
też nie lubie powrotów......ale jest powód aby planować coś na nowo- powód aby zyc !
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017