Geoblog.pl    keyla    Podróże    Parałejting po Ukraińsku    Dzień Pierwszy
Zwiń mapę
2017
24
cze

Dzień Pierwszy

 
Ukraina
Ukraina, Pilipets
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 737 km
 
Tak naprawdę to dzień drugi jakby solidnie policzyć, bo piątek cały niemal podporządkowany był wyjazdowi. To nic, że przecież jeszcze rano byłam na Kurpiach, mimo późnego poranka jak zawsze jeszcze był czas żeby wypić herbatę u śpiewaczki Brońci w malowniczej wsi Bandysie. I cóż, że walcząc z projektem graficznym dla klientki musiałam usiąść na ponad godzinę, żeby to wysłać. Nic to. Ważne, że udało się popołudniem piątkowym do Gdyni dojechać, porobić zdjęcia w hurtowni akwarystycznej – w której jak co tydzień bywam żeby obfotografować materiał na kolejne dni fejsbukowego życia rzeczonej hurtowni. A nawet udało się obmierzyć auto które wymaga pilnie oklejenia. Odpuściłam kilka innych prac, ale nic to Kaśka… Ważne że udało się spakować, chyba o niczym nie zapomnieć i wyprawić na początek do Dżejowego domu. Skoro już Dżeju to wszystko jasne – szykuje się wyjazd na latanie! A i owszem. W dżejowym domu jeszcze kąpiel i krótka drzemka. Dojechał Madmax. Jednak wszyscy padnięci – drzemiemy do czwartej nad ranem. Potem szybka akcja i już jesteśmy w drodze.

Droga minęła spokojnie, niewiele się wydarzyło. Z racji mądrego zakupu zasilacza samochodowego do laptopa (po wielu próbach pamiętania o tym przed poprzednimi wyjazdami), udało mi się zaplanować najbliższy tydzień wirtualnego życia wspominanej hurtowni – posty na fejsuniu będą się same już uaktywniać w wyznaczonym czasie. Oklejanie auta pomierzonego - przekazane koledze, zrobione zostały i poprawione ze dwa-trzy projekty graficzne… słowem: praca goni mnie wszędzie ale nic to! Jesteśmy w drodze! I to najważniejsze! Jedziemy we trójkę, ale tam nas będzie spora gromadka. Gdzie jest tajemnicze „tam”? Już trzeci raz z rzędu na Ukrainie, na malowniczej Połoninie Borzhava, u podnóża góry Gymba, w otoczeniu małej wioski Pilipiec. Po rozważaniach wielokrotnych wybieramy przejście Medyka, za Przemyślem. I tu rozpoczęły się w końcu jakieś atrakcje. Dżeju jedzie pierwszy raz, więc dla niego wszystko nowe. A że jego reakcje są wybitnie wyraziste i zaraźliwe, przeżywamy wszystko wraz z nim. A to zdumienie że kolejka, a to niedowierzanie, że jak się kolejki owej nie pilnuje to się zaraz jakiś sprytek znajdzie który tylko myyk – i już wbija się autem przed ciebie. Do tego się dokłada fakt, że czasem powolniejszy kierowca w sytuacji takowej nagle dostaje przyspieszenia i w ułamku sekund jest przy sprytku i już za fraki go wyciągać przez szybę zaczyna. Pasów drogowych do przejścia mamy aż cztery: dla ciężarówek, tak zwany tax free, dla osobówek oraz dla autobusów. Jaki jest klucz do podejmowania decyzji przez kierowców – szczególnie tych ukraińskich – nie mam najmniej bladego pojęcia. Mimo upływającego czasu żadna odpowiedź się nie nasuwa. Na pasie obok nas w otwartych drzwiach dostawczaka młodzian przerzuca kartony. Wianuszek starszych i młodszych osób przekłada wyciągnięte kartony z miejsca na miejsce, a na dodatek przemieszczają nieustająco zawartość komentując emocjonalnie nieznane nam sprawy. Ich kolejka zaczyna się przesuwać na przód – oni wpadają w chaotyczny popłoch. Kilka kartonów pospiesznie wrzuconych, drzwi nie zamknięte, starsza pani szybciutko podrywa wielki karton do społu z inną niewiastą, i drobiąc jak gejsze gonią odjeżdżającego już dostawczaka. Bo przecież zaraz może znaleźć się jakiś sprytek. A sprytków się nie lubi. Karton dostarczony do dostawczaka, przerzucanie materiałów kontunowane jest dokładnie od momentu, w którym zostało przerwane. Ludzie, którzy wylegli gromadnie z samochodów, chodzą tam i sam, rozmawiają, dobijają targów na lewo, kłócą się, idą do lokalnej biedronki, do budek z żarciem i piciem. Kolejne nobliwie niewiasty krążą z pakunkami niewiadomego przeznaczenia. Kolejny wybuch dziecięcego zachwytu wzbudza w naszym Dżeju kobieta w wieku lat około sześćdziesięciu, która z wielgachnym kartonem przyklejonym do pachy, dziarsko turla oponę. Czasem opona jej ucieka, ona ją goni, czasem się przewróci. Trza wówczas poczynić ekwilibrystykę koordynacyjną, tak aby przewróconą oponę przywrócić do pozycji umożliwiającej turlanie, nie tracąc jednocześnie kontaktu cielesnego z kartoniszczem. Ku naszemu bezbrzeżnemu zdumieniu udaje jej się to całkiem sprawnie. Widać wprawę i wieloletnie doświadczenie niewiasty. Dżeju rozgląda się za aparatem, kamerą, czymkolwiek czym mógłby turlanie uwiecznić. Uśmiech na jego twarzy wyraźnie wskazuje na wewnętrzną podróż w czasie, do wspomnień sprzed kilkudziesięciu lat – gdy to on sam na granicy z DDR opony turlał. Fakt, bez kartoniszcza, ale za to dwie jednocześnie! Przemierzamy metr za metrem barwny pejzaż przygraniczny ludzi, przedmiotów i sytuacji. Kalejdoskop zdarzeń i czasoprzestrzeni jakby zakrzywionej i zapętlonej do tego co w pamięci naszej pozostało z czasów dawno minionych.

Potem przychodzi czas powolnego przemieszczania się przez zawiłe meandry budek, stójkowych, krawężników słupków i aut tarasujących przejazd. Przez polską część przemykamy sprawnie. Na ukraińskiej powraca koloryt. Dżeju zachwycony znów przydzieleniem mu obiegowej karteczki przypisanej do auta i ilości przemieszczających się nim osób. Dostajemy pierwsze pieczątki. Pierwsze sprawdzenie zawartości bagażnika, pierwsze machnięcie ręką. Drugie pieczątki. Każdy upomina się o karteczkę – jakby była ona najważniejszym dokumentem granicznym. Wykwitają na niej coraz to nowe stemple w wielu kolorach. Dżeju nadal zachwycony, choć lekko niedowierzający. Kolejne pytania, otwieranie bagażnia, machanie ręką na wariatów co jadą na Borzhave latać. Po trzech barwnych godzinach pełnych emocji i nowych dla Dżeja, a dla nas niezwykle odświeżających, w końcu odjeżdżamy w siną dal. No, może nie siną, ale na pewno osadzoną w innej czasoprzestrzeni niż my już przywykliśmy. Na drogach auta trzydziesto, czterdziestoletnie, pięknie w krajobraz wkomponowane cerkwie, słupy przydrożne wymalowane pasami żółtymi i niebieskimi. Niby tak samo, ale jednak inaczej. Zewsząd wołają nas pisane cyrylicą szyldy. Domy tak często jakby zagubione w nowej rzeczywistości – przysadziste chałupy w chabrowych i zielonych barwach, z eternitową dachówką, która wyraźnie zastąpiła strzechę. Gdzieniegdzie wkrada się nowoczesność – ostro kontrastująca z cicho przycupniętą przeszłością. Dopada mnie nostalgia. Jedziemy. Za kilka godzin dotrzemy do Pilipca. Tam będzie można odetchnąć. A jutro mam nadzieję uda się polatać! Zobaczymy, co czas i pogoda przyniosą…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017