Geoblog.pl    keyla    Podróże    Parałejting po Ukraińsku    Nadal czekamy wypełniając czas...
Zwiń mapę
2017
26
cze

Nadal czekamy wypełniając czas...

 
Ukraina
Ukraina, Pilipets
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 737 km
 
No i faktycznie lepiej nie było. Niedziela dla niektórych całkiem płynnie przeszła w poniedziałek. A dla niektórych całkiem niespodziewanie okazało się, że poniedziałek zaczyna się dopiero popołudniem. Od spokojnego bulionu i schłodzonego piwka. Organizatorzy dwoją się i troją aby obetrzeć łzy zrozpaczonym pilotom, dla których odwołany dzień zawodów – już drugi w sumie – to cios. Postanawiają zorganizować grupowe wyjście pod wodospad. My postanawiamy jeszcze przed nabyciem tej wiedzy wybrać się dziś do bani. Większość z nas nie jest chyba aż tak zrozpaczona. Chyba nawet wręcz zadowolona. Bo niedzielna inauguracja i testowanie napitków mocno nadwyrężyło ich siły. Bania pewnie pomoże stanąć na nogi. Nad wodospad Szepit wyruszyliśmy w południe. Jak w dobry łesternie. Oczywiście oglądanie samego wodospadu, który trochę przypomina miniaturową Szklarkę było tylko doskonałym pretekstem. Organizatorzy – duch ukraińskiej gościnności wszak w nich silny jest – chyba postanowili spić wszystkich po raz kolejny. Może aby nie zauważyli, że pogoda pod psem? Była gitara i były moje skrzypki. Reprezentacja Turcji wystawiła jednego przesympatycznego człeka który takoż grał na gitarze i śpiewał. Jednak za nim nie był w stanie ani rytmicznie ani melodycznie nadążyć nikt. Są już zbyt odległe od tego do czgo przywykły nasze słowiańskie i europejskie uszy i poczucie tak zwanej rytmiki. Pamiętam z podróży do Turcji, że z radością słuchałam ich radia jadąc autem. To, że ich muzyka nawet w nowych aranżacjach brzmi niemal tak samo jak w wersjach „in crudo” budzi lekką zazdrość – że u nas niestety została wyparta przez globalną pop-papkę. Z wizyty pod wodospadem zdecydowanie wyruszyliśmy niemal całą polską ekipą, aby uniknąć losu jaki spotkał część z nas dnia poprzedniego. Ukraińcy zdecydowanie postawili sobie chyba za cel honoru, że skoro nie mogą nam zaoferować latania na zawodach o Puchar Karpat, to będą upijać nas do nieprzytomności. Trzeba się naprawdę dobrze orientować i sprytnie oszukiwać, żeby w ów stan nie popaść. Na szczęście mając świadomość jak mizerna jest moja alkoholochłonność, nauczyłam się już jak to robić. Zmywamy się z imprezy pod wodospadem dość sprawnie. Bania czeka cudownie zapraszając. Z otworu w dachu który głównie ma pomagać w odprowadzaniu oparów gorącej wody delikatnie kapie chłodny deszcz. Jest nas dziewięcioro. Ja, Skakanka i Agata dość sprawnie wchodzimy do wody, która jak zawsze dla facetów okazuje się być za gorąca. No owszem, jest dość gorąca ale nie żeby nie wytrzymać… Jednak oni nie dają rady. Dolewają kilka wiader chłodnej wody. Spomiędzy kamieni na dnie sączy się powoli nadal gorąc – palenisko pod naszym kotłem nadal się pali. Mamy więc niepowtarzalną okazję naprawdę poczuć się jak warzywa w gotującej się zupie. Dla ochłody można zanurzyć się w zimnej studni, która aż parzy wodą o temperaturze topniejącego lodowca. Po kilku sekundach jedyne o czym marzę to powrót do wrzątku. Wskakuję do wody o kilkadziesiąt stopni gorętszej i czuję przyjemne mrowienie od ciepła rozlewającego się pod skórą. Nie zliczę ile razy udało mi się zaliczyć cykl zimno-gorąco. Czas upływał spokojnie, na rozmowach – oczywiście głównie lataniu. Chłopaki powoli adaptowali się do gorącej wody a woda ta też powoli traciła swoje cenne stopnie. Po półtorej godziny wracaliśmy w podeszczowej chlapie. Pięknie wymoczone nogi ponownie nabierały koloru tutejszej gliny. Ale nic to. Jutro w końcu jest szansa na latanie! Jutro będzie już bardzo niedługo… siedzimy dziś więc krócej przy kulturalnej kolacji okraszonej muzyką i śpiewem. Ja w końcu zjadam tutejszą zupę grzybową za którą od dość dawna tęskniłam. Lubię tutejsze smaki. Choć dietetycznie i chudo to u nich się nie jada… Dla nie jedzącego mięso pewnym utrudnieniem jest fakt, że prawie wszystko tu jest z dodatkiem padliny lub pokrewnych, ale zawsze da się znaleźć jakieś dobre rozwiązanie, gdzie wilk syty i owca cała. A jutro ma być latanie… pisałam już o tym? No i co! Jeszcze raz napiszę: jutro może w końcu uda się polatać! Ha! Zmykam spać…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
BoRa
BoRa - 2017-07-01 21:09
Oby się udało! Pozdrawiam BoRa
 
 
keyla
Kasia Huzarska
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 521 wpisów521 429 komentarzy429 3557 zdjęć3557 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
07.10.2019 - 09.10.2021
 
 
 
23.06.2017 - 01.07.2017