Noc spędzona w aucie... już zgubiłam się czy po czeskiej czy po polskiej stronie... :)
rano budzi mnie słońce - jest 7 rano...zrywam się! Zdjęcia! trzeba gdzieś pojechać i świt pofotografować! to pierwszy słoneczny poranek!
zrywam się, wygrzebuję ze śpiwora próbuje obudzić Przemka...ech, dobra niech śpi sobie, ja w każdym bądź razie jadę! Odpalam auto i chcę nawrócić... nie wiem jak i dlaczego...ale nagle auto zakopane jest niemal po maskę w błotnej mazi... i dupa...na szczęście tylko przodem...to daje jakieś szanse wykaraskania się z tego...
Chcąc nie chcąc Przemo musi się wybudzić...:) biedaczek... ;)
Po godzinie walki wygrywamy... dizelek, choć brudny jak świnia, staje na twardym gruncie... ruszamy na spóźniony świt...choć kilka zdjęć...
krążymy sobie to tu to tam, tak jak zakładaliśmy od początku. A może pojechać zobaczyć Szczeliniec Wielki? Pogoda się trochę sypie, więc może tam choć sobie połazikujemy...
postanawiamy pojechać drogą która nie wie co to asfalt... jest nawet fajnie...ostatnie 5 metrów to bagno...zatrzymujemy się...widzimy już naszą docelową drogę w Polsce...ale najpierw Cytrynek musi pokazać że jest porządnym terenowym autem...no, tak jak i rano ;)
Po kilku próbac, przywoływaniu przyjaciela "*** Wafla"... i jego niewątpliwej pomocy...udaje się!!! wyjechaliśmy!!!
Docieramy pod parking...przerażenie!!! tłumy jak pod Tesco...
niee..no niee... dobra, to może Błędne Skały? jedziemy kawałek dalej... i tkwimy w kolejce na parking...też jak do Tesco... dramat! Noo...to może coś mniej popularnego? Na mapie wypatrzyłam "Skalne Grzyby" ... jedziemy!!!
drogą z lejami po bombach docieramy sobie najpierw do pkięęęęknego zbiornika, który okazuję się Kolega Przemysław swoimi własnymi rączkami robił ;)
a potem wbijamy sie pieszkom w las do tych grzybów... łazimy, szukamy, w tą i w tamtą...w końcu widzę! są !! mają z pół metra i schowane są w krzakach...
masz ci los... no dobrze...ale spacer był chociaż miły - trochę słonka nawet chwilami...
O zmierzchu znów wracamy na czeską stronę... docieramy w jedno z piękniejszych miejsc jakie widziałam...magiczne, skąpane we wszelkich odcieniach niebieskości...a ozimina tak soczyście zielona...wyciągam aparat i zapominam o bożym świecie...
a potem... potem jak zwykle;)
Broumov i smażony syr z hranolkami, tatarską omacką i zeleną oblohą ;)
A świat jest mały: pod kanjpą spotykamy znajomych;) no i kolacja mija szybko i wesoło;)
a potem już kierunek Pasikonik... szkoda trochę wracać...
ech ech...