Longeyarbyen… jak dla mnie najbrzydsze z widzianych do tej pory miast…
Obie pobiłyśmy swoje życiowe rekordy w spaniu… 26 godzin z jedną półgodzinną przerwą na chlebek… Zwierzu nazwał nas Tundrowe Myszy :) i wespół z Michałem (swoim załogantem) zastanawiali się, czy żyjemy jeszcze…Eltanin kołysze się leniwie na kotwicy, a my schodzimy na ląd.
Longyearbyen… lotnisko, zasięg telefonów komórkowych, samochody, asfalt, dużo ludzi… cywilizacja… nieubłaganie wracamy do rzeczywistości, od której udało nam się choć chwilę odpocząć… do pośpiechu i miliona myśli kłębiących się w głowie… wracamy… Jeszcze dziś będziemy w Tromso…
Tom drugi zamyka się cicho, a szelest kartek rozpoczynających tom trzeci właśnie dobiega moich uszu…