Zatrzymujemy się po ponad 3 odzinach jazdy i rozporstowujemy kości. Vincent i Ana chyba chętnie też odpoczną od polskiego, któy zawzięcie ćwiczą w każdej wolnej chwili, co czasem dostarcza różnych wesołych sytuacji... czasem niezrozumienia a czasem dodatkowego "drugiego" dna, którego ja sama bym nie znalazła bez tak wnikliwego i świeżego spojrzenia na mój ojczysty język. Chwilami mam wrażenie, że uczę się go od nowa...
Bartoszyce to rodzinny dom Seweryna i teraz w sumie też i mój :)
obiadek oczywiście najpyszniejszy na świecie