Czy zawsze musi być nerwowo? I czy zawsze rzeczy które leżą w jednym miejscu na czas pakowania musza ginąć lub przemieszczać się denerwująco i chichotać złośliwie z miejsc w których się ich nie spodziewamy? No dlaczego niektóre z nich nie pozwalają się odnaleźć?
Tym razem problemem nie do przejścia okazała się międzynarodowa przejściówka zakupiona elektryczna z konwerterami na cały świat. Znalazła się tylko pocieszająco taka do UK. Dobre i to… pewnie po powrocie, gdy zakupię nową wtyczkę na Amerykę Północną to ta stara się znajdzie i będzie miała do pary towarzystwo…:)
Plecaki niemal spakowane… sprzętu elektronicznego mam tyle, że przerażenie ogarnia… kiedyś będę musiała spróbować pojechać gdzieś bez laptopów, kabli, dysków zewnętrznych i aparatów (buahahhaaa…już to widzę…)
O północy leżę bezsennie i z lapkiem na kolanach przegrywam ostatnie pilne dokumenty na Klopsika… Klopsik to maleńki MSI (10”) który od dziś staje się zapewne towarzyszem moich podróży wespół z Kazimierzem i Krówką…
W plecaku mam jeszcze kilka nowości… jest i aparacik nowy (uffff…) i nowy filierek UV na duży obiektyw i wodoodporny pokrowiec do zdjęć pod wodą jest i monopodzik żeby nie dźwigać statywu wraz z głowicą rzecz jasna są też dodatkowe karty pamięci i baterie …
Jest też kilka rzeczy które nie pojadą choć miały: karta 4GB do małego aparaciku – nie działa i nie daje się sformatować, więc będę musiała ją oddać do sklepu, filtr polaryzacyjny do dużego obiektywu (firmy Massa) który okazał się okrutnie zniekształcać obraz … też wrócił już do sklepu…ponoć duże obiektywy Sigmy nie gadają z powłokami na tych filtrach i trzeba mieć już jakieś górnopółkowe (dla zainteresowanych to może być pomocne chyba) no i jadę znów bez… nie ma też gumowej osłony na body, czyli tzw. „camera armor”, przywykłam przy poprzednim aparacie i ten teraz wydaje mi się jakiś goły… ekhm… chyba jestem gadżeciarą :) szczególnie jeśli doliczyć jeszcze kijki które w poniedziałek będą zapewne do odebrania na poczcie…hihihi…
Ale chyba ku mojemu zaskoczeniu to wszystko co zostaje… nie znalazł się też namiot i po przetrząśnięciu piwnicy okazało się że jest u mamy… ech – ta to ma ze mną urwanie… namiot dojedzie rano. Zasypiam nad oboma laptopami, z na wpół przegranymi dokumentami…