Pobudka była tak niesamowicie szybko po zaśnieciu, że wydawało mi się to niemal barbarzyństwem...
Tadziu, jak dobry starszy brat czy tato, przygotował śniadanie, zapakował kanapki na drogę i pożyczył koszulkę i parę skarpetek... cudownie:)
Na dworzec dotarliśmy mimo obaw szybko i dość sprawnie, wydrukowaliśmy bilecik i pozostało dość czasu żeby jeszcze pogadać. Wiadomo, czasu i tak za mało, ale chociaż te kilka chwil dłużej...
wpakowałam się do pociągu i już ruszam dalej. Z zadowoleniem znów łączę się z darmowym bezprzewodowym internetem i znów zaczynam dłubać w posterze... Muszę go skończyć przed wyjazdem na konferencję...
Jadę i jadę... mijam szkockie, słodkie i pełne zieleni krajobrazy, które skąpane w słońcu potrafią w sekundę zamienić się w mleczny opar mgły...
Na wyświetlaczu informacja, że następna stacja to Leuchars... dzwonię więc do Beccy zapytać czy to nie bliżej przypadkiem bo mijam miasto w ktorym mieszka Dave (tak mi sie wydaje) i faktycznie - mam rację! na początku male kłopoty z porozumieniem się bo u nich Leuchars wymawia sie jako "Ljukes" ale jakoś poszło...
wysiadam więc na Ljukes i Beccy podjeżdża autem... ląduje w labie i zaczynam od razu z marszu robotę...
Jeszcze tego samego dnia spotykam sie z Davem (jedyny moment żeby to zrobić) i omawiamy wszystko w ekspresowym tempie (czas goni wszystkich)...
Posteru nie udaje mi się nadal skończyć ale już widzę światełko w tunelu :)
Spotykam sie z Beryl - moją CS-ową opiekunka i gospodynią. Wędrujemy do domu i szykujemy kolację. Po raz kolejny błogosławię ideę Couch Surfingu :)
Rezygnuję ze spotkania z dokumentami Davida Attenborough na karb skończenia posteru... trudno... nastepnym razem.
Jednak po nie do końca przespanych prawidłowo nocach ostatnich około północy odpadam absolutnie i w trybie natychmiastowym...
juuuuutro też jest dzień i na pewno uda mi sie wszystko skonczyć!